> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 17 marca 2020

Royal City - recenzja serii Jeffa Lemire'a

Jeff Lemire potrafi dobrze opowiadać historie, które już znamy. Udowodnił to w „Czarnym Młocie”, gdzie brał na warsztat przetrawiony przez popkulturę mit superbohaterski, a także w „Podwodnym spawaczu”, gdzie strach przed ojcostwem był wynikiem relacji z ojcem-alkoholikiem. Nie inaczej jest w „Royal City” - historia rodziny Pike'ów to opowieść o potrzaskanych życiorysach, nadwyrężonych rodzinnych relacjach, kryzysach małżeńskich i osobistych tajemnicach. Lemire nie wymyśla koła na nowo, ale twórczo podchodzi do układania puzzli, których elementy są nam doskonale znane.



Mamy więc wieloosobową rodzinę z małego miasteczka. Rodzinny dom świeci pustkami, gdyż ostała się w nim zaledwie para staruszków – dzieci wyjechały do wielkiego miasta w pogoni za karierą albo już dawno wyprowadziły się z domu i mieszkają po sąsiedzku (w małym miasteczku to nieuniknione – wszyscy się znają i wszyscy są blisko siebie). Gdy głowa rodziny, staruszek zafascynowany starymi radiami, trafia do szpitala po zawale, jej członkowie znów będą musieli odwiedzić Royal City. Spotkanie nie będzie należało do najłatwiejszych – wiele tu urazów (zarówno tych skrywanych, jak i jawnie okazywanych), wiele nierozwiązanych tajemnic, wiele niewypowiedzianych słów, żalu, poczucia zawodu. Czy zebrani nad szpitalnym łóżkiem Pike'owie znajdą wspólny język?

W mniej sprawnych rękach historia opowiadana w „Royal City” byłaby naiwnym wyciskaczem łez, który niebezpiecznie zbliża się do telenoweli. W rękach Jeffa Lemire'a staje się poruszającą opowieścią, w której kibicujemy bohaterom i wraz z nimi przeżywamy wzloty i upadki w poszukiwaniu spokoju, dążąc do emocjonalnego oczyszczenia. Kanadyjczyk świetnie zarysowuje postaci i choć większość z nich przypomina dobrze nam znane figury, to każda wydaje się autentyczna (mamy tu między innymi pisarza z kryzysem twórczym, a także kobietę, którą pożera ambicja i czarną owcę rodziny – wyklętego narkomana i alkoholika z długami po uszy). Autor rysunków i scenariusza wie jak przykuć i utrzymać uwagę czytelnika - „Royal City” ma dokładnie przemyślaną konstrukcję, którą dodatkowo uatrakcyjnia pojawienie się w fabule pewnego ducha.

Historia podzielona jest na trzy tomy. W pierwszym Lemire przedstawia bohaterów opowieści i tytułowe miasteczko. Zarzuca przynętę, grając niedopowiedzeniami i sugerując, że bohaterów opowieści łączy mroczny sekret z przeszłości, który wpłynął definitywnie na ich obecne relacje. Czytelnik jest więc zaintrygowany, zdążył już polubić postaci dramatu i chce wiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Na to pytanie odpowiada tom drugi, w całości złożony z retrospekcji. Dzięki niemu czytelnicy zyskują wiedzę jaką mają bohaterowie, a ci z kolei dzięki temu zyskują głębię charakterologiczną. Wiedząc, co dręczy poszczególne postaci, możemy spokojnie siąść do lektury tomu finałowego, którego wydarzenia będą zagadką – zarówno dla nas, jak i postaci w nim występujących. Gwarantuję, że finał potrafi wywołać emocje i czyta się go z zapartym tchem, mimo że brak w nim spektakularnej akcji czy niesamowitych wydarzeń. Wszystko oparte jest na ludzkich emocjach i rodzinnych relacjach, które dynamicznie się zmieniają.

„Royal City” to kawał świetnej opowieści obyczajowej, w której elementy paranormalne są jedynie sugestią – duch, o którym wspomniałem, równie dobrze może być intersubiektywnym wyobrażeniem bohaterów. Dzięki autentycznym postaciom i dobrze rozplanowanym punktom zwrotnym historii ten intymny portret rodziny z małego miasteczka w USA nabiera cech uniwersalnych. Komiks Jeffa Lemire'a wywołuje emocje i trudno się od niego oderwać. Szczerze polecam.

8/10

Seria „Royal City” ukazała się po polsku nakładem Non Stop Comics. Przetłumaczył ją Bartosz Sztybor.

Brak komentarzy: