> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 3 grudnia 2021

Blacksad. Upadek, część 1 - recenzja

Na nowy tom “Blacksada” przyszło nam czekać osiem lat. Czy przez ten czas dużo się zmieniło u czarnego kota parającego się zawodem prywatnego detektywa? Nieszczególnie. Wciąż przyjmuje lepiej lub gorzej płatne zlecenia, dzień gdy nie dostanie w przysłowiową mordę uznaje za udany (aczkolwiek takie dni są rzadkością), potrafi przypadkiem wplątać się w grubą aferę, a w licznych przygodach towarzyszą mu piękne kobiety i nieodłączny kumpel Weekly.



W “Upadku” (pierwszej części najprawdopodobniej dyptyku) Blacksad przyjmuje zlecenie od pewnego nietoperza. Szybko zostaje wciągnięty w intrygę rozgrywającą się na najwyższych szczeblach władzy, powiązaną z gangsterami, związkami zawodowymi i światem teatru. Wątki polityczne, społeczne i obyczajowe maja tu równoległe znaczenie, a wszystko podlane jest tajemnicą i prowadzi oczywiście do zbrodni.

Rozbicie albumu na dwie (lub więcej) części sprzyja opowiadanej historii - scenarzysta Juan Diaz Canales nie musi się nigdzie spieszyć, ma czas i miejsce by wprowadzać na scenę nowe postacie i niespiesznie rozwijać intrygę. Nie ma mowy o nudzie - spokojne tempo pozwala lepiej przyjrzeć się bohaterom i pozornie nieistotnym zdarzeniom, które być może prowadzą do niejednej tragedii. Kiedy trzeba, Canales potrafi docisnąć gaz do dechy, wrzucić Blacksada w dynamiczną bójkę lub sprawić, że czytelnik wstrzyma oddech będąc świadkiem groźnych wydarzeń, których konsekwencje poznamy dopiero w przyszłości.

Nowy “Blacksad” wygląda przepięknie. Juanjo Guarnido zdążył nas już przyzwyczaić, że jego komiksy to graficzne arcydzieła i nie inaczej jest tym razem. Dobrze powrócić do tego świata - z jednej strony wielkiego miasta z lat 50. jakby żywcem wyciągniętego z filmu noir; z drugiej pełnego antropomorficznych zwierząt, których zachowania i mimika do złudzenia przypomina ludzkie cechy. “Blacksad” zawsze był pod tym względem wyjątkowy i w tomie szóstym nic się nie zmieniło.

“Upadek” przypomina za co pokochaliśmy poprzednie tomy opowieści o tym twardym prywatnym detektywie w skórze czarnego kota. Pomysłowe wykorzystanie zwierzęcych gatunków, gęsta i dobrze przemyślana intryga kryminalna, jedyna w swoim rodzaju atmosfera wielkiego miasta, pierwszoosobowa narracja i zniewalająca warstwa graficzna. To wszystko dostajemy w pierwszym tomie “Upadku”, a cliffhanger wprowadzony na końcu albumu każe czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy. 

8/10

Brak komentarzy: