Co tu dużo mówić - kiedyś Andrzej Pilipiuk był dla mnie numerem jeden fantastyki. Wielbiłem go, czciłem i wychwalałem na każdym kroku. Teraz trochę ochłonąłem. Nadal stawiam Andrzeja wysoko w osobistym rankingu fantastów, jednak nie najwyżej. W pierwszej dziesiątce jest i na pewno nie na ostatnim miejscu. Wielki Grafoman trochę namieszał niemiłosiernie rozciągniętym Okiem Jelenia i zabieganym Homo Bimbrownikusem, ale ostatnią książką (przeczytaną przeze mnie - nie ostatnio wydaną) pokazuje, że jednak jak chce to potrafi.
Po 2856 Krokach i Czerwonej Gorączce przyszedł czas na Rzeźnika Drzew. Rzeźnik Drzew jest wręcz idealny do scharakteryzowania twórczości Pilipiuka. Wśród dwunastu utworów, są opowiadania słabe, średnie, dobre, bardzo dobre i świetne.
Miniatura (zaledwie 5 stron) "Szkolenie" rozpoczynająca zbiorek jest dla mnie bardzo cienka i mało przekonywująca. Nie wiem, czy miało być śmiesznie czy strasznie, ale - niestety - nie jest ani tak, ani tak.
Duże nadzieje wzbudził we mnie tytułowy "Rzeźnik...". Niestety, nadzieje okazały się płonne. Trzeba Pilipiukowi przyznać, że pomysł, jak i tytuł, jest świetny. Z pewnością przyciąga uwagę, intryguje. Niestety gorzej z wykonaniem, bo mimo, że opko dobrze się zaczyna i ciekawie rozwija, to końcówka zawodzi. Całkowicie nie wbija się w klimat powstały na wcześniejszych stronach. Szkoda, bo pomysł na opowiadanie o opętanym drzewie i gildii specjalnie wyszkolonych rzeźników miał ogromny potencjał. Do tego cmentarny klimat... Mogło być świetnie, niestety. Na osłodę zostaje wspomniany Wędrowycz i pojawia się Ori znany z opowiadania "Ochwat" (ostatni zbiór o Jakubie - Homo Bimbrownikus).
"Operacja "Jajca"" - miałem nadzieję na powiązanie z tekstem "Operacja "Szynka"" (Czerwona Gorączka), ale nie udało się. Opowiadanie jakby nie do końca przemyślane. Jedno ze słabszych w zbiorze.
Z kolei "Sprawa Filipowa" znana chociażby z "Tempus Fugit" ciągle daje rade, zwłaszcza po kosmetycznych poprawkach. Broń biologiczna, 1903 rok, Rosja. Szalony pościg za terrorystami, wybuchy i podróżnicy w czasie. Pilipiuk w najlepszym, klasycznie pilipiukowym wydaniu.
"Szantaż" to króciutki tekst dziejący się w świecie "Atomowej Ruletki" (zbiór 2856 Kroków) i "Samolotu von Ribbentropa" (Czerwona Gorączka). Czyta się miło, a epilog sprawił, że wybuchnąłem śmiechem.
"Połoz" - znowu pojawia się znany bohater - kozak Samiłł Niemirycz z "Cyrografu" (zbiór Homo Bimbrownikus), który tym razem udaje Wiedźmina. Z miernym skutkiem.
W kolejnym opowiadaniu, które tym razem Andrzej popełnił wspólnie z żoną - "Serce Kamienia" wraz z bohaterem poznajemy tajemnice tworzenia mumii, próbujemy uwolnić dziewczynę zaklętą w kamień, a także trafiamy na trop tajemnego, zakonu złych magów - Domu Czterech Liści. Opowiadanie świetnie skonstruowane i przemyślane, historia nie pozawala oderwać się od książki. Jedno z trzech najlepszych tekstów.
"Teatralna Opowieść" mimo, że przewidywalna i oparta na znanym schemacie (duchy w teatrze) jak najbardziej daje radę. Na przykładzie tego opowiadania Autor pokazuje, że jak chce to potrafi pisać bardzo poetycko, subtelnie i nawet z ogranych schematów potrafi wycisnąć coś, co bardzo przyjemnie się czyta. Brawo.
Na koniec zostaje nam opowiadanie "Ślad oliwy na piasku", które idealnie zamyka książkę. Powraca tu stary (a mój ulubiony) bohater - doktor Paweł Skórzewski. Jak zwykle podczas swoich badań, doktor trafia na ślad (oliwy?) czegoś niezwykłego. Tym razem odnajduje bramy Raju...
Cóż mogę dodać na koniec? Kilka opowiadań ze zbioru na pewno zasługuje na dopracowanie lub rozszerzenie (np. w mini powieść jak tytułowy "Rzeźnik...", "Serce Kamienia" lub "Teatralna Opowieść"), bo tkwi w nich ogromny potencjał, który został odrobinę zmarnowany. Inne same świetnie sobie radzą i oby w przyszłorocznym "Dzwonie Wolności" (czwarta antologia opowiadań bezjakubowych) takich było jak najwięcej. W "Rzeźniku..." cieszy powrót do znanych światów i bohaterów. Zwłaszcza występ doktora Skórzewskiego i pojawienie się w "Czytając w ziemi" Tomasza Olszakowskiego. Z wytęsknieniem wypatruję całej antologii poświęconej doktorowi Skórzewskiemu. Ale na to, przyjdzie mi chyba jeszcze trochę poczekać, bo o ile dobrze liczę mamy na razie 4 opowiadania (w "Dzwonie..." mają pojawić się kolejne dwa lub trzy), a to chyba jednak za mało.
Na dzień dzisiejszy przeczytałem wszystkie książki Pilipiuka, które wyszły spod skrzydeł "Fabryki Słów". Czekam na styczeń, który przyniesie "Wampira z M3". Nie omieszkam podzielić się wrażeniami. Mam nadzieję, że pozytywnymi.
2 komentarze:
Jakoś mnie nie zachęciłeś, żeby po kolesia sięgnąć :)
:(
Następnym razem postaram się bardziej, I promise.
Prześlij komentarz