> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 24 marca 2025

Transformers, tom 2. Wyprawa w otchłań - recenzja

W drugim tomie "Transformers" do Daniela Warrena Johnsona dołącza Jorge Corona. Akcja nabiera tempa, a strona wizualna jest jeszcze bardziej spektakularna, niż w tomie pierwszym. Tym razem akcję śledzimy dwutorowo, będąc świadkami wydarzeń na Ziemi i na Cybertronie. W szeregach Decepticonów następuje brutalna zmiana władzy, Optimusa męczą tajemnicze wizje, a konflikt obu ras nabiera jeszcze bardziej dramatycznego charakteru, gdy kilka Autobotów dostaje się w ręce wroga i trafia do niewoli.



Daniel Warren Johnson potrafi tchnąć w wielkie niezgrabne roboty sporo emocji. Optimus mierzy się z wyrzutami sumienia i jest rozdarty między walką o dwie planety. Spotykamy Autoboty, z których jeden jest zadeklarowanym pacyfistą (co jest szczególnie trudne, biorąc pod uwagę szalejący wokół otwarty konflikt), a inny cierpi na zespół stresu pourazowego. Towarzysze stojący po tej samej stronie kierują się różnymi pobudkami. Wszystko to sprawia, że obok spektakularnie wyglądających scen akcji i wielu kozackich momentów (Optimus w trybie bad-ass to miód na oczy) jest tu też czas, by zastanowić się nad sensem całego konfliktu. Dobrym pomysłem jest też zredukowanie roli ludzkich bohaterów do minimum - Daniel Warren Johnson nie próbuje udawać, że mają oni tu wiele do roboty, bo w starciu ogromnych robotów raczej plączą się pod nogami i bardziej przeszkadzają, niż pomagają. Co słusznie wywołuje w nich poczucie frustracji, a ta bezsilność jest niekiedy przekuta w brawurowy i szalenie niebezpieczny akt odwagi.

Drugi tom "Transformers" czyta się równie dobrze, co pierwszy. Akcja nabiera tempa, wielkie roboty mają zaskakująco ludzkie rozterki, a losy dwóch światów są ze sobą związane. Daniel Warren Johnson konsekwentnie rozwija swój pomysł na tę serię, sprytnie uciekając od śmieszności całego konceptu, na którym mogliby się potknąć mniej wprawni scenarzyści mierzący się z tematem wielkich robotów zaprzyjaźniających się z malutkimi ludźmi i ramię w ramię broniących Ziemi przed innymi wielkimi robotami. Budzi to szacunek, bo mimo kilku nieoczywistych kroków (wspomniane wcześniej pogłębienie charakterów Autobotów przez moralne rozterki), komiks wciąż sprawdza się jako pierwszorzędna rozrywka, a wiele plansz podziwia się z szeroko otwartymi oczami.

7/10

Brak komentarzy: