> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 11 marca 2025

Hulk [Donny Cates, Ryan Ottley] — recenzja

Donny Cates przyzwyczaił nas do szaleństw w swoich scenariuszach dla Marvela. Bóg symbiont, który mierzy się z Eddiem Brockiem oraz armią superherosów? Proszę bardzo. Punisher, który został Ghost Riderem, a następnie sługą Galactusa? Dajesz. Cates miał najdziwniejsze pomysły, które przelewał na papier, a wszystko doprawiał doskonałą znajomością uniwersum zapoczątkowanego przez Stana Lee. Wiedział, gdzie wrzucić dodatkową postać, by stanowiła fajnie dopełnienie historii, a nie zbędne cameo, oraz do jakiej historii nawiązać, by wszystko miało ręce i nogi, a także miło łechtało fanów.



Cates Hulka przejął po pięciotomowym runie Ala Ewinga. Tamten przedstawił losy jadeitowego olbrzyma w konwencji body horroru, w którym mutacje ciała Bruce'a Bannera odzwierciedlały rozpad jego umysłu i powolne zbieranie się go do kupy. Cates, podobnie jak wielu jego poprzedników, wybrał podróż do głowy Hulka. Oczywiście zrobił to w niekonwencjonalny, a nawet absurdalny sposób.

Oto Bruce Banner tworzy pałac umysłu, będący centrum dowodzenia Hulkiem, co samego olbrzyma czyni... żywym statkiem kosmicznym. Naukowiec zasiada natomiast na mostku kapitańskim niczym James T. Kirk w "Star Treku" i kieruje swój niecodzienny pojazd ku nowym światom. Co jest jego paliwem? Gniew i przemoc, napędzane kolejnymi walkami, rozgrywającymi się w głowie Hulka.

Cates sięga do stałych motywów dla mitologii Bannera. Znajdzie się tutaj i próba zadośćuczynienia za krzywdy związane z eksperymentami nad promieniowaniem gamma, i kolejne mierzenie się z traumą przemocowego ojca. Wszystko to stanowi jednak pretekst do rozwałki. Jest ona utrzymana w klimacie tej zaprezentowanej w "Thanosie" — z zeszytu na zeszyt przeciwnicy są coraz więksi, podobnie jak destrukcja powstała w wyniku walki. Chaos i zniszczenie wspaniale ukazuje w warstwie graficznej Ryan Ottley, który w "Invincible" udowodnił, że potrafi przedstawić dobrą rozwałkę.

Jednak w połowie tomu pojawia się zgrzyt. Historia zostaje nagle urwana — wtedy musimy przeskoczyć do tomu "Hulk kontra Thor. Sztandar wojenny". Dlaczego wszystkie rozdziały nie mogły zostać zawarte w jednym tomie? Nie wiem, przypuszczam jednak, że nie była to decyzja Egmontu. Nie zmienia to jednak faktu, że strasznie wybija to z rytmu opowieści i trudno do niego później wrócić. Tym bardziej że druga część "Hulka" jakby traciła nieco pary — i przez ponowne wałkowanie stałych motywów, i przez chaos wkradający się do narracji. Chociaż gra, której oddaje się lud napromieniowanych gamma abominacji, jest dosyć ciekawa.

"Hulk" Catesa zaczyna się z przytupem, ale jego siła zaczyna się szybko wyczerpywać — nie tylko z powodu "urwania" historii w połowie. Oczywiście każdemu w końcu musi powinąć się noga. Mój entuzjazm wobec kolejnych wytworów wyobraźni scenarzysty na pewno nie osłabł. Czekam na finał jego "Thora".

6/10


Autor recenzji: Psaj

Brak komentarzy: