> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 4 czerwca 2025

Majowy Marvel od Egmontu - Inferno, Wolverine, Daredevil

W maju na księgarskie półki trafił kolejny pakiet komiksów z linii Marvel Fresh od wydawnictwa Egmont Polska. Wśród twórców między innymi uznani scenarzyści jak Jonathan Hickman czy Chip Zdarsky. Czy warto sięgnąć po kolejne tomy superbohaterskich serii w miękookładkowych wydaniach o mutantach i niewidomym prawniku broniącym Hell's Kitchen? Nasze opinie na temat tych trzech komiksów znajdziecie poniżej - serdecznie zapraszamy do zapoznania się z tekstem!




Inferno — recenzja (autor: Psaj)

Gdy Jonathan Hickman przejmował tytuły o mutantach Marvela, zapowiedział trzy rozdziały swej opowieści. A potem zostawił je po realizacji dwóch z nich. "Inferno" jest więc zwieńczeniem nie tylko "Rządów X", ale i jego przygody z X-Men.



Z jednej strony mamy profesora Xaviera i Magneto stojących przed dylematem moralnym, wynikającym z konszachtów z Moirą MacTaggert, z drugiej Mystique dążącą do wskrzeszenia swojej żony Destiny, a z trzeciej spiski i umowy pośród członków Cichej Rady. Dużo tego? Owszem, czytelnicy niezaznajomieni z poprzednimi komiksami Hickmana o mutantach nie mają tutaj czego szukać. A i z tą wiedzą może być ciężko.

Problem polega na tym, że Hickman pisze większość postaci jako twory pozbawione emocji. Niektórym to pasuje, jak na przykład Exodusowi, który i tak pozostaje na drugim planie. Jednak gdy dotyczy to także Xavier i Magneto, to mamy problem. Zaskakująco, jak mało przypominają oni pod kierownictwem Hickmana swoje dawne wcielenia. Szczególnie tyczy się to założyciela X-Men.

Ten chłód uderza także w postaciach Mystique i Destiny. Oczywiście, pierwsza była zawsze zimną zabójczynią. Dziwi jednak, że jej pojednanie z żoną wypada tak bezemocjonalnie. Hickman świetnie pisze je, gdy knują za plecami rady lub sarkastycznie komentują jej niepowodzenia. Te fragmenty wypadają zresztą najlepiej. Jednak poza nią całość w ani ziębi, ani grzeje. Najmocniej czuć to w finale, gdy wszyscy uspokajają się i wybierają najbardziej logiczne rozwiązanie. Trudno to kupić po ilości krzywd, jaka każda strona zebrała od przeciwnej.

Inna sprawa, że tutaj każdy ma swoją grę i patrzy osiem kroków do przodu. Np. dlaczego dołączenie Colossusa do rady to chwyt godny cliffhangera, skoro dla samej historii nic z niego nie wynika? Przekonamy się w przyszłości. Może.

Trzy lata Hickmana za sterami losów X-Men to ambitny projekt, który rozpada się z powodu swej skali. Za dużo tu postaci, wątków, a za mało emocji i charakteru. "Inferno" w pewnym sensie jest ich doskonałym podsumowaniem. Znów dostajemy wielkie słowa i "House of Cards" w świecie mutantów, gdzie każdy gra w szachy 5D z całym światem, a nas z każdą stroną coraz mniej to obchodzi. Cóż, przynajmniej rysunki fajne.

5/10



Wolverine. X żywotów/X śmierci — recenzja (autor: Psaj)

Akcja "Wolverine. X żywotów/X śmierci" rozpoczyna się zaraz po zakończeniu "Inferno". Moira MacTaggert ucieka przed Mystique i ujawnia swój prawdziwy plan. Jej śladem podąża także osobnik przypominający Logana i zarażony przez Falangę. Nie jest to jednak Wolverine — ten z pomocą Jean Grey i profesora Xaviera odwiedza właśnie swoje przeszłe wcielenia, by uchronić przodków założyciela X-Men przed podróżującym w czasie Omegą Red.



Brzmi, jakby działo się sporo. Zgadza się to tylko w serii "X Śmierci", skupiającej się na Moirze. Jej misterny plan zostaje upchnięty i rozwiązany w kilka zeszytów. Nie ma on szansy mocno wybrzmieć. Wydaje się, że nie został także odpowiednio podbudowany. Chaotyczne to wszystko i niezbyt logiczne. Być może, gdyby Hickman został z mutantami na dłużej, wtedy droga Moiry robiłaby większe wrażenie. Tak zostają tylko zmarszczki po uniesionej z niedowierzania brwi.

Z kolei "X Żywotów" to wydmuszka. Logan odwiedza przeszłość, ale nic z tej podróży nie wynika. Ot, raz spotyka tatę Xaviera na pancerniku podczas walk o Pacyfik, innym razem mierzy się z Redem, który opętał matkę Dakena. Brakuje tutaj emocjonalnego ciężaru, jakiegoś świeżego spojrzenia, czy to na rywalizację Logana z Omegę, czy też relację Rosomaka z profesorem. Zamiast tego dostajemy ciągłą akcję. Przyznaję, czasem przyjemną, ale nigdy bardzo angażującą. I średnio oryginalną. Jednym naprawdę pomysłowym momentem był Omega Red opętujący wieloryba.

Obie miniserie powstały po to, by kupić czas osobom, które przejęły stery opowieści o mutantach po Hickmanie. Czuć to, bo tomiszcze jest grube, a jednak pęka zaskakująco szybko. I równie prędko umyka z głowy. X żywotów, X śmierci, dwie zapchajdziury.

4/10




Daredevil, tom 2 - recenzja (recenzja AG)

Tempo, z jakim wydawnictwo Egmont ma zamiar dostarczać czytelnikom kolejne tomy "Daredevila" Chipa Zdarsky'ego może doprawdy oszałamiać. W marcu dostaliśmy tom pierwszy, w maju tom drugi, zaś trzeci zapowiedziany jest na czerwiec, a w lipcu dostaniemy "Diabelskie rządy", event bezpośrednio wyrastający z obecnie publikowanej serii o Śmiałku. Zanim jednak zajmiemy się kolejnymi albumami serii, kilka słów o bieżączce.



Komu brakowało akcji w pierwszym tomie "Daredevila" Chipa Zdarsky'ego, ten powinien szeroko uśmiechnąć się podczas lektury części drugiej. Rozpoczęte wcześniej wątki (powrót Elektry, wątpliwości dotyczące noszenia kostiumu, wojna gangów i ostatni sprawiedliwy glina) dość szybko ustępują miejsca konkretnej rozwałce. Czego innego się jednak spodziewać, gdy na ulicach Hell's Kitchen pojawia się grupa złoczyńców, wśród których znajdziemy Rhino, Crossbonesa, Bullseyea i Stilt-Mana? W obronie owładniętej chaosem dzielnicy ramię w ramię staną Fisk i Murdock, kto jednak liczy na niespodziewany team-up, ten raczej się zawiedzie. Na plus na pewno wypadają interakcje Daredevila z innymi bohaterami (Spider-Man, Iron Man), które pokazują odmienne podejście do obrony uciśnionych i pomagania potrzebującym.

W drugiej połowie tomu Zdarsky kontynuuje przede wszystkim wątek Murdocka, który walczy z wyrzutami sumienia po nieumyślnym spowodowaniu śmierci drobnego złodzieja. Dostajemy też szczyptę daredevilowej telenoweli (Murdock znowu zgrywa męczennika zarówno w życiu prywatnym, jak i w roli zamaskowanego mściciela), momentami więc wywracałem oczami, bo miałem wrażenie, że to powtórka z rozrywki. Na szczęście wszystko zmierza w dość nieoczekiwanym kierunku, gdy wreszcie dochodzi do rozprawy sądowej. Zaskakujące zakończenie ustanawia nowy kierunek dla serii Zdarsky'ego i jestem ciekaw, gdzie scenarzysta zabierze nas w kolejnych tomach swojego runu. Mam tylko nadzieję, że ma dobrze opracowany pomysł na rozwinięcie serii, bo nie ma chyba nic gorszego niż intrygujący pomysł, który zostaje zmarnowany.

7/10

Brak komentarzy: