> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 17 stycznia 2013

316 - Dobry książę nie jest zły ale mógłby być lepszy

W dziesiątym tomie Baśni Willinghama na pierwszy plan wychodzi postać, która dotychczas stała gdzieś z tyłu i zmywała podłogę. Muchołap, bo o nim mowa, dotychczas zwyczajny woźny, przemienia się w tytułowego księcia. Zyskując magiczną zbroję i dobywając Excalibura, przemierza Studnię Czarownic, by w Stronach Rodzinnych założyć nowe, autonomiczne królestwo niewrażliwe na niszczycielskie wpływy Cesarza.


Z pozoru mająca niewiele wspólnego z głównymi wydarzeniami w Baśniogrodzie historia całkowicie zmieni układ sił między żyjącymi w naszym świecie Baśniowcami a okupującym Strony Rodzinne Adwersarzem. Łącząc elementy z legend arturiańskich oraz widoczne nawiązania do Starego Testamentu, scenarzysta tworzy dziwnie znajomą, acz wciągającą opowieść, która niejednokrotnie potrafi zaskoczyć. Czy to ciekawym rozwiązaniem samej opowieści, czy smaczkami, jak magiczne zwierciadło, dzięki któremu Baśniowcy mogą śledzić poczynania Muchy niczym widzowie realityshow. Cieszy powrót dawno niewidzianych bohaterów (zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych) oraz rozwiązanie kilku wątków, które były zapoczątkowane w serii kilka tomów wcześniej. Nie można zapomnieć również o wojnie, która wciąż wisi w powietrzu. Podczas gdy Muchołap prowadzi swą bohaterską krucjatę, inni bohaterowie z Wilkiem na czele starają się zrobić co w ich mocy, by – gdy w końcu wojna nadejdzie – szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę.

Przez serię przewinęła się pokaźna liczba rysowników. Za dziesiąty tom odpowiada jak zawsze świetny Mark Buckingham, który maczał palce niemal w każdej z wydanych już części Baśni. Gdy myślę o serii, to właśnie jego rysunki stają mi przed oczami, nie muszę więc chyba mówić, że Dobrego Księcia bardzo przyjemnie mi się oglądało. Jeden zeszyt – przenoszący nas na Farmę i odbijający nieco od głównego wątku – zilustrował Aaron Alexovich. Styl rysownika nie przypadł mi zbytnio do gustu, gdyż zmierza w stronę karykatury bądź cartoonu i mocno odstaje od tego, co robi Buckingham. Na deser zostaje jak zawsze genialny zbiór okładek zeszytowych autorstwa Jamesa Jeana.

Jedna z najdłuższych opowieści (aż dziewięć zeszytów) w historii serii wprowadza wiele świeżości, głównie dzięki nowemu bohaterowi, który wkracza z przytupem na scenę. Po kilku mniej udanych tomach, Dobry książę jest tomem przyjemnym, wciągającym, acz wciąż niesięgającym poziomu i oryginalności pierwszych czterech tomów. Za dużo ostatnio w serii opery mydlanej, a za mało kombinowania z konwencją, która była głównym atutem pierwszych tomów i zabawy z baśniowymi motywami. Bywały tomy lepsze, jak i gorsze - warto Dobremu Księciu dać szansę, bo nie jest to komiks zły, a mimo pewnych niedoskonałości, to z pewnością ciekawy tytuł. 

Recenzja pierwotnie ukazała się na Alei Komiksu.

Brak komentarzy: