Marvel
to jedno z największych komiksowych wydawnictw na świecie. Praca nad
jedną z flagowych serii tego wydawcy może wydawać się spełnieniem
marzeń. Książka Seana Howe'a demitologizuje wizerunek Marvela jako
„wesołej zagrody”, gdzie wszyscy są jedną wielką i szczęśliwą rodziną.
Niestety, rzeczywistość jest zgoła odmienna i Howe piętnuje wszystko bez
zająknięcia.
Książka to kronika niemal osiemdziesięciu lat działalności wydawnictwa,
które pierwsze kroki stawiało pod nazwą Timely Comics w latach 30.
ubiegłego wieku. Przez te wszystkie lata wydawnictwo sukcesywnie
zdobywało swoją pozycję na rynku, będąc w superbohaterskim biznesie
niemal od samego początku. Przez te wszystkie lata przez biuro
przewinęło się tysiące scenarzystów i rysowników, powstały setki serii
komiksowych, tysiące postaci i jedno gigantyczne, wspólne uniwersum.
Marka przechodziła z rąk do rąk, autorzy poszczególnych serii byli
zatrudniani i zwalniani bez mrugnięcia okiem. Książka opisuje pierwsze
kroki monopolisty na komiksowym rynku, przybliża czytelnikowi wiele
sylwetek twórców, wiele mówi o samych komiksach, o tym, jak ewoluowały,
jak zmieniał się proces tworzenia zeszytów, kiedy wprowadzono wydania
specjalne i zbiorcze. Jak i dlaczego ewoluowali sami bohaterowie,
dlaczego otwierano kolejne serie ze Spider-Manem, a inne zamykano. Sporo
miejsca autor poświęca również ekonomii i sprawom finansowym, bo trzeba
pamiętać, że wydawanie komiksów to poza dobrą zabawą przede wszystkim
biznes.
Dopiero w 1961 roku wydawnictwo przyjęło nazwę, pod którą dziś jest rozpoznawalne. Właśnie wtedy Stan Lee stawiał swoje pierwsze kroki w roli scenarzysty, co zaowocowało publikacją superbohaterskiego komiksu, który odmienił całą branżę – przygód Fantastycznej Czwórki. Lee i Kirby (rysownik F4) z miejsca stali się gwiazdami. Zresztą Lee to jedyny stały pracownik, reszta rysowników i scenarzystów często podlegała bezceremonialnej cyrkulacji. W książce Howe'a nie jest on jednak bohaterem, jawi się czytelnikowi jako wiecznie pazerny celebryta, który przypisuje sobie zasługi innych. Wiele tu mówi się o Lee i niestety prawie wszystko przedstawia go w złym, a przynajmniej niekorzystnym świetle. Nie można mu co prawda odmówić tego, że zrewolucjonizował przemysł komiksowy, jednak z dobrotliwego wizerunku „wujka Stana” niewiele zostaje po lekturze. O wiele lepiej prezentują się równie zasłużeni, a dużo mniej rozpoznawalni Steve Ditko czy Jack Kirby, którzy mieli zaskakująco duży wpływ na to, czego autorstwo przypisuje sobie Lee (wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie to rysownicy rysowali i wymyślali całą historię, a scenarzyści ograniczali się jedynie do dopisania dialogów do gotowych już stron). Niestety, dwaj wyżej wymienieni twórcy, jak i wielu innych, zostało przez Marvela wykorzystanych i tylko niektórzy po wielu latach doszli do porozumienia na drodze sądowej. Na 500 stronach Howe przywołuje wypowiedzi wielu osób, które kiedyś pracowały dla Marvela i na palcach można policzyć pozytywne wspomnienia...
Howe często wspomina o największym rywalu Marvela – DC Comics – głównie na zasadzie porównania jednego wydawnictwa z drugim. Cały jeden rozdział poświęcony jest powstaniu Image Comics, które stworzyli zbuntowani twórcy pracujący wcześniej dla Marvela, m.in. Todd McFarlane, Jim Lee i Erik Larsen. Opisano początki karier takich sław jak Chris Clearmont (który nieprzerwanie przez szesnaście lat pracował przy komiksach o X-Men) czy Frank Miller. Nie brakuje anegdot, ciekawostek i dygresji. Sporo miejsca poświęcono Hollywood i światu filmu, bo od pewnego czasu Stana Lee bardziej interesowały filmy niż komiksy. Bez skutku starał się wprowadzić na ekrany superbohaterów, acz pierwsze finansowe sukcesy w tej branży wydawnictwo osiągnęło dopiero pod koniec lat 90. XX wieku, kiedy do kin wszedł Blade. Dziś kolejne ekranizacje i adaptacje zdobywają szczyty box office'u i nic nie wskazuje na to, by tendencja zwyżkowa miała się ku końcowi.
Niezwykła historia Marvel Comics to miejscami przerażająca i ciągle pasjonująca lektura, od której trudno się oderwać, a która dosadnie piętnuje zalety i wady amerykańskiego rynku komiksowego na przestrzeni kolejnych dekad. To wspaniała kronika, napisana lekko i co ważne – obiektywnie. Czytając kolejne rozdziały, widać, że Howe kocha komiksy i ma na ich temat ogromną wiedzę, jednak opisuje wydawniczego giganta w sposób skrajnie obiektywny, nie buduje mu fałszywego ołtarza, wręcz przeciwnie. To fascynująca pozycja, obowiązkowa dla wszystkich fanów, zainteresowanych historią Marvela i poszczególnych bohaterów, procesem wydawniczym i pracą rysowników, scenarzystów, inkierów i kolorystów. Poza nieocenioną wartością poznawczą, jaką niesie ze sobą lektura, warto wspomnieć o walorach estetycznych: wydawnictwo SQN stanęło na wysokości zadania, oddając w ręce czytelników 500 stron zapisanych maczkiem, w twardej oprawie i poręcznym formacie.
Dopiero w 1961 roku wydawnictwo przyjęło nazwę, pod którą dziś jest rozpoznawalne. Właśnie wtedy Stan Lee stawiał swoje pierwsze kroki w roli scenarzysty, co zaowocowało publikacją superbohaterskiego komiksu, który odmienił całą branżę – przygód Fantastycznej Czwórki. Lee i Kirby (rysownik F4) z miejsca stali się gwiazdami. Zresztą Lee to jedyny stały pracownik, reszta rysowników i scenarzystów często podlegała bezceremonialnej cyrkulacji. W książce Howe'a nie jest on jednak bohaterem, jawi się czytelnikowi jako wiecznie pazerny celebryta, który przypisuje sobie zasługi innych. Wiele tu mówi się o Lee i niestety prawie wszystko przedstawia go w złym, a przynajmniej niekorzystnym świetle. Nie można mu co prawda odmówić tego, że zrewolucjonizował przemysł komiksowy, jednak z dobrotliwego wizerunku „wujka Stana” niewiele zostaje po lekturze. O wiele lepiej prezentują się równie zasłużeni, a dużo mniej rozpoznawalni Steve Ditko czy Jack Kirby, którzy mieli zaskakująco duży wpływ na to, czego autorstwo przypisuje sobie Lee (wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie to rysownicy rysowali i wymyślali całą historię, a scenarzyści ograniczali się jedynie do dopisania dialogów do gotowych już stron). Niestety, dwaj wyżej wymienieni twórcy, jak i wielu innych, zostało przez Marvela wykorzystanych i tylko niektórzy po wielu latach doszli do porozumienia na drodze sądowej. Na 500 stronach Howe przywołuje wypowiedzi wielu osób, które kiedyś pracowały dla Marvela i na palcach można policzyć pozytywne wspomnienia...
Howe często wspomina o największym rywalu Marvela – DC Comics – głównie na zasadzie porównania jednego wydawnictwa z drugim. Cały jeden rozdział poświęcony jest powstaniu Image Comics, które stworzyli zbuntowani twórcy pracujący wcześniej dla Marvela, m.in. Todd McFarlane, Jim Lee i Erik Larsen. Opisano początki karier takich sław jak Chris Clearmont (który nieprzerwanie przez szesnaście lat pracował przy komiksach o X-Men) czy Frank Miller. Nie brakuje anegdot, ciekawostek i dygresji. Sporo miejsca poświęcono Hollywood i światu filmu, bo od pewnego czasu Stana Lee bardziej interesowały filmy niż komiksy. Bez skutku starał się wprowadzić na ekrany superbohaterów, acz pierwsze finansowe sukcesy w tej branży wydawnictwo osiągnęło dopiero pod koniec lat 90. XX wieku, kiedy do kin wszedł Blade. Dziś kolejne ekranizacje i adaptacje zdobywają szczyty box office'u i nic nie wskazuje na to, by tendencja zwyżkowa miała się ku końcowi.
Niezwykła historia Marvel Comics to miejscami przerażająca i ciągle pasjonująca lektura, od której trudno się oderwać, a która dosadnie piętnuje zalety i wady amerykańskiego rynku komiksowego na przestrzeni kolejnych dekad. To wspaniała kronika, napisana lekko i co ważne – obiektywnie. Czytając kolejne rozdziały, widać, że Howe kocha komiksy i ma na ich temat ogromną wiedzę, jednak opisuje wydawniczego giganta w sposób skrajnie obiektywny, nie buduje mu fałszywego ołtarza, wręcz przeciwnie. To fascynująca pozycja, obowiązkowa dla wszystkich fanów, zainteresowanych historią Marvela i poszczególnych bohaterów, procesem wydawniczym i pracą rysowników, scenarzystów, inkierów i kolorystów. Poza nieocenioną wartością poznawczą, jaką niesie ze sobą lektura, warto wspomnieć o walorach estetycznych: wydawnictwo SQN stanęło na wysokości zadania, oddając w ręce czytelników 500 stron zapisanych maczkiem, w twardej oprawie i poręcznym formacie.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz