> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Alan Moore przedstawia: Saga o Potworze z Bagien

Pierwsze zbiorcze wydanie „Sagi o Potworze z Bagien” liczy 430 stron i składają się na nie dwa oryginalne trejdy, pierwotnie zbierające zeszyty 21-34 serii pisanej przez Alana Moore’a oraz zeszyt specjalny, będący pomostem między akcją zeszytów #31 i #32. W wydaniu zbiorczym materiał został uzupełniony przez pierwszą w historii opowieść o Potworze z Bagien napisaną przez Moore’a, będącą wprowadzeniem do jego długoletniego runu, jak i domknięciem wątków poprzednich scenarzystów. Historie były pierwotnie publikowane między styczniem 1984 roku a marcem 1985, w czasach gdy większość twórców i czytelników komiksów superbohaterskich wciąż tkwiła mentalnie w latach 70., a dwa tytuły, które miały zrewolucjonizować branżę, jeszcze nie nadeszły („Powrót Mrocznego Rycerza” i „Strażnicy” - oba wydane w 1986). Z tego też powodu opasły tom przeleżał na mojej półce kilka miesięcy zanim wreszcie postanowiłem dać mu szansę.




Naukowiec Alec Holland, w wyniku wybuchu laboratorium mutuje w tytułową ludzko-roślinną kreaturę. A potem przychodzi Alan Moore i wywraca status quo Potwora z Bagien do góry nogami. Pytanie o człowieczeństwo tytułowej postaci to zagadnienie, któremu brytyjski scenarzysta poświęca najwięcej miejsca. Czy Swamp Thing jest Alekiem Hollandem, czy tylko posiada jego wspomnienia? Czy jest istotą zdolną kochać? Co tak naprawdę czyni nas ludźmi? Nie wszystkie pytania doczekają się odpowiedzi, a egzystencjalny kryzys Potwora z Bagien rzuca cień na wszystkie jego przygody, nieważne jak fantastyczne. Tym samym bohater nabiera rysów postaci tragicznej, a jego charakterologiczne pogłębienie uszlachetnia fabułę.



„Saga o Potworze z Bagien” wyrosła z krótkiej historii zaprezentowanej na łamach antologii grozy/fantasy „House of Secrets” w 1971 roku (za którą odpowiadali scenarzysta Len Wein i rysownik Bernie Wrightson). Pulpowe korzenie serii dają o sobie znać w konstrukcji poszczególnych opowieści oraz doborze przeciwników, wśród których są szaleni naukowcy, demony, ale też zwykli ludzie, którzy opętani własnymi żądzami zawarli pakty z siłami ciemności. Pisałem o uszlachetnianiu fabuły poprzez pogłębienie postaci Potwora z Bagien, ale owo uszlachetnianie odbywa się również na poziomie języka, jakim posługuje się Moore. Kadry „Sagi o Potworze z Bagien” są gęsto wypełnione tekstami narratora i dialogami, co początkowo mnie przerażało. Bałem się, że słowo pisane będzie niepotrzebnie dopowiadało to, co i tak mówi nam warstwa graficzna. Obawy okazały się niepotrzebne – Brytyjczyk posługuje się tak literackim językiem, który ma w sobie tyle klasycznej elegancji, że ani przez chwilę nie czuć, że komiks liczy już ponad 30 lat.


Jest to niestety widoczne w warstwie graficznej. Staromodne kolory i prace kilku rysowników, które mamy okazję oglądać w albumie, nie przystają do dzisiejszych standardów. Jednocześnie trzeba uczciwie przyznać, że pasują do opowiadanych historii, nadając im przyjemnego, retro-pulpowego posmaku, budząc skojarzenia z klasycznymi horrorami Hammer Films i komiksami wydawanymi jeszcze przed wprowadzeniem Comic Code Authority. Choć sam sposób rysowania trąci dziś myszką, to koncepcja przyświecająca rozmieszczeniu kadrów na stronie wciąż potrafi zrobić wrażenie – zwłaszcza w momentach gdy musimy np. obrócić komiks o 90 stopni, by podziwiać poziome rozkładówki. Nie ma się co oszukiwać – „Saga o Potworze z Bagien” to z pewnością komiks nie dla wszystkich. Jednych odrzuci staromodna strona wizualna i znudzi ściana tekstu, przez jaką będą się musieli przebić w trakcie lektury. Dla innych owe wady będą zaletami, a historia wciągnie gęstym klimatem niesamowitości. Osobiście należę do tej drugiej grupy - ze zdziwieniem odkryłem, jak porywającą lekturą okazały się pierwsze próby Moore’a w mainstreamowym amerykańskim komiksie. Co dobrego z tych prób później wynikło, nie muszę raczej nikomu przypominać.

8/10

Brak komentarzy: