> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 14 grudnia 2019

Mighty Morphin Power Rangers. Rok pierwszy - recenzja

Do komiksowej wersji serialu „Power Rangers” podchodziłem z pewną rezerwą. Serial oglądałem w dzieciństwie z zapartym tchem, a film kinowy z 2017 był całkiem niezły, a mimo to marka ta kojarzy mi się dziś przede wszystkim z gumowymi potworami. Ma ona oczywiście oddaną grupę fanów, wciąż powstają nowe sezony (jest ich już ponad 20), w planach Lionsgate znajduje się również kolejny amerykański reboot w formie filmu pełnometrażowego. Wydany właśnie po polsku komiks pokazuje, za co można „Power Rangers” pokochać.



„Mighty Morphin Power Rangers. Rok pierwszy” – zgodnie z tytułem – skupia się na początkach formującej się grupy nastolatków pod przewodnictwem Zordona. Do ekipy właśnie dołączył Tommy, Zielony Wojownik, jeszcze do niedawna sprzymierzeniec Rity Odrazy, która wciąż może mieć na niego zły wpływ. Czy uda mu się zdobyć zaufanie grupy? Czy obawy pozostałych wojowników mają uzasadnienie? Jaki plan na zniszczenie Ziemi ma złowieszcza Rita? Na te i inne pytania znajdziemy odpowiedzi w 350-stronicowym albumie, za którego scenariusz odpowiada Kyle Higgins, a rysunki stworzyli Hendry Prasetya, Thony Silas i Jonathan Lam.

Jeśli „Power Rangers” kojarzycie z porankami na Polsacie, tandetnymi efektami specjalnymi, schematycznymi scenariuszami oraz kwadratowym aktorstwem, to komiksowa wersja serialu może być dla Was sporym zaskoczeniem. Dla mnie była – znalazłem tu naprawdę porządnie opowiedzianą historię, dobrze zarysowanych bohaterów, którym chce się kibicować, a także emocjonalne zwroty akcji, które utrzymują zainteresowanie czytelnika. Na każdym kroku widać tu miłość scenarzysty do pierwowzoru – bierze on znajome elementy i odziera z kiczu, nadaje głębi i powagi, sprawia, że do przygód ekipy Zordona nie trzeba już podchodzić z przymrużeniem oka, a jednocześnie dalej można się przy nich doskonale bawić.


Komiks czyta się dobrze również dzięki solidnej warstwie graficznej. Hendry Prasetya – główny rysownik, którego styl nadaje ton całej opowieści – łączy superbohaterski mainstream prosto z USA z mangową ekspresją charakterystyczną dla Japończyków. W efekcie otrzymujemy dynamiczną mieszankę, w której nie brakuje uproszczeń, ale nie można również narzekać na brak efekciarstwa. Mieszanie stylu amerykańskiego i japońskiego w kontekście „Power Rangers” jest o tyle ciekawe, że zwraca nasze myśli ku samym początkom marki. Serial narodził się bowiem jako rip-off japońskiego gatunku telewizyjnego Super Sentai, do którego w Ameryce dogrywano sceny dialogowe i sekwencje akcji z amerykańskimi aktorami.

Polecam „Mighty Morphin Power Rangers. Rok pierwszy” – to solidna rzecz, a w kategorii czytadła na zimne wieczory plasuje się poziom wyżej od większości serii z Marvel Now czy DC Rebirth. Jeśli miło wspominacie pierwszą serię serialu, która w latach 90. leciała na Polsacie w weekendy, to powinniście docenić dojrzalszą, a jednocześnie pełną szacunku dla pierwowzoru wizję Higginsa i Prasetya.

7/10

Komiks „Mighty Morphin Power Rangers. Rok pierwszy” ukazał się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.

Brak komentarzy: