> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 8 grudnia 2024

Batman: Mroczne zwycięstwo - recenzja

Lata mijają, a duet Jeph Loeb i Tim Sale dalej pozostają w absolutnej topce twórców komiksów o Batmanie. Ich “Długie Halloween”, będące niejako kontynuacją “Roku pierwszego” Millera i Davida Muzzucchellego, zapisało się w historii jako jedna z najlepszych opowieści detektywistycznych z zamaskowanym obrońcą Gotham w roli głównej. “Mroczne zwycięstwo, stworzona kilka lat później bezpośrednia kontynuacja tamtego komiksu, nie ustępuje poprzednikowi ani o krok. Wracamy do Gotham, które pogrążone jest w wojnie gangów, a Batman z pomocą Gordona toczy nierówną walkę o sprawiedliwość w mieście rozrywanym przez dziwolągi w kostiumach.




Wielką zaletą “Mrocznego zwycięstwa” jest jego monumentalność. To nie tylko 400 stron komiksu, ale również długa, wielowątkowa historia kryminalna. W kolejne święta (walentynki, dzień matki, wigilia) ktoś morduje policjantów. Wszystkie ofiary były jakoś powiązane z byłym prokuratorem okręgowym Harveyem Dentem, obecnie przestępcą o pseudonimie Two-Face. Wszystko okraszone jest pierwszoosobową narracją Batmana, która jeszcze potęguje beznadzieję całej sytuacji i jej ponury klimat.

Śledztwo jest monotonne, pełne ślepych zaułków, a bohaterom doskwiera samotność. Rozpamiętują wydarzenia, które doprowadziły ich do obecnej sytuacji, albo odcinają się od przeszłości, tym samym tracąc odrobinę człowieczeństwa. Surowy klimat przepełniony śmiercią i atmosferą beznadziei rozświetlają jedynie groteskowe postacie wrogów Batmana. Szaleńców w kolorowych kostiumach, gotowych zabić bez mrugnięcia okiem. Wszystko to sprawia, że “Mroczne zwycięstwo” z jednej strony przypomina klasyczny, bardzo ponury, staroszkolny kryminał, z drugiej nie brakuje w nim elementów superbohaterskich. Loeb i Sale doskonale łączą obie konwencje, dzięki czemu komiks jest mroczną historią, która angażuje czytelnika i po prostu chce się poznać ciąg dalszy, a jednocześnie do tego świata doskonale pasuje ta mniej poważna, wręcz groteskowa warstwa z przebierańcami i szaleńcami.

Mimo upływu lat “Mroczne zwycięstwo” dalej pozostaje jedną z najlepszych historii o Batmanie. Nie bez powodu to z niej czerpał Christopher Nolan, tworząc swoją filmową trylogię, i to właśnie do niej nawiązuje serialowy "Pingwin" z Colinem Farrellem w tytułowej roli i z Cristin Milioti jako Sophią Falcone. Historia Loeba działa na kilku poziomach - jako wciągający kryminał, jako kontynuacja “Długiego Halloween”, a także opowieść o potrzebie wyjścia z samotności. Dla Batmana iskrą nadziei okazuje się Robin - co ciekawe Dick Grayson pojawia się dopiero w ok. ¾ komiksu (a w swoim superbohaterskim kostiumie dopiero w finale), choć przed lekturą mógłbym przysiąc, że jest go tu o wiele więcej. Loeb i Sale dobrze ukazują paralele losów obu bohaterów, co pozwala nam uwierzyć w ich wzajemne zaufanie. Tego typu drobnych elementów jest więcej i to właśnie one sprawiają, że “Mroczne zwycięstwo” mimo skomplikowanej intrygi kryminalnej, natłoku postaci i epickiej skali wydarzeń pozostaje dość intymną i wiarygodną historią. Jedną z najlepszych, w których opowiadano o obrońcy Gotham z emblematem nietoperza na piersi.

10/10

Brak komentarzy: