Na historiach o mieszkańcach Kaczogrodu Carla Barksa i Dona Rosy wychowały się rzesze czytelników oraz twórców komiksów — w tym Jason Aaron, który w ostatnich latach prowadził dla Marvela "Thora" i "Avengers". "Dziesięciocentówka Nieskończoności" to z jednej strony hołd scenarzysty dla autorów klasycznych opowieści o Kaczorze Donaldzie i jego bliskich, z drugiej strony wrzucenie bohaterów Disneya w narrację rodem z epickiego crossovera Domu Pomysłów.
Aaron wraca do "Wielkiej niedźwiedzicy" - klasycznego komiksu Barksa z 1947 roku, w którym debiutował wujek Sknerus. Historia szybko idzie w rejony marvelowego "A gdyby...?". Donald i siostrzeńcy nie docierają do chatki w górach z powodu zamieci śnieżnej, a Sknerus nie zaznaje z tego powodu rodzinnej miłości i ostatecznie odcina się od społeczeństwa. Lata później zgorzkniały, stary kaczor zdaje sobie sprawę, że zdobył bogactwo całego świata. Pozostaje mu więc napaść na inne rzeczywistości. A przeciwstawić może mu się jedynie grupa Sknerusów z alternatywnych światów.
Komiksy Marvela pozostają dobrym odniesieniem do "Dziesięciocentówki Nieskończoności". Aaron zaprosił do współpracy piątkę cenionych europejskich artystów, a ich rysunki kadrowaniem i dynamiką przywodzą na myśl bardziej event Domu Pomysłów, niż poszukiwanie skarbów u Barksa lub Rosy. Komiks jest za to wypchany mniej lub bardziej oczywistymi nawiązaniami do ich twórczości.
Tylko szkoda, że sama historyjka, zajmująca mniej niż połowę tomu, jest raczej błaha, chaotyczna i średnio angażująca. Łatwo zgubić się w natłoku atrakcji. Ma się wrażenie, że obcujemy nie z pełnoprawną fabułą, a streszczeniem crossovera, ukazującym jedynie najważniejsze wydarzenia z długiej opowieści. Trudno znaleźć w niej także ducha Barksa i Rosy, mimo wspomnianych już licznych odniesień. Tyle dobrego, że jest przynajmniej pięknie narysowana.
Drugą połowę tomu wypełniają dodatki — wywiady z twórcami oraz alternatywne okładki, wykonane przez rysowników współpracujących z Marvelem. Sporo, tylko szkoda, że na jedno kopyto. Każdy odpowiada na te same pytania, a nikt w swoich wypowiedziach nie wychodzi poza banał. Z kolei alternatywne okładki czasem trafiają, czasem w ogóle — John Romita Jr. znów udowadnia, że proporcje są mu obce, a Sknerus w wykonaniu Franka Millera będzie mi się śnił po nocach.
"Dziesięciocentówka Nieskończoności" to osobliwy projekt, który finalnie nie zadowoli ani fanów Kaczogrodu, ani wielbicieli Marvela. Taki eksperyment, który średnio się udał. Zamiast bawić się w multiwersum, może lepiej jeszcze raz wrócić do podróży oferowanych nam przez Barksa lub Rosę?
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz