Szał spowodowany wejściem do kin ostatniej części trylogii o Mrocznym Rycerzu w reżyserii Christophera Nolana przyćmiła na kilka dni tragedia, która miała miejsce podczas premierowego pokazu The Dark Knight Rises (jakoś nie łykam polskiego tłumaczenia) w kinie Aurora w Kolorado.
Wiele już napisano o samej tragedii, skupiając się głównie na napastniku i jego motywach. Podano suche liczby podsumowujące stracone życia i wstawiono obowiązkową formułkę o łączeniu się w bólu. Temat starano się ugryźć z każdej strony, m.in. obwiniając o całą tragedię zły wpływ dzisiejszej popkultury. Powstały nawet memy, które z oczywistych względów pominę milczeniem. Mówiąc krótko: masakra stała się pożywką dla dziennikarzy, którzy bezwzględnie i brutalnie ją wykorzystali. Zapominając o jaśniejszym, choć również skażonym mrocznym ziarnem śmierci, aspekcie całej tragicznej sytuacji.
W całym tym zamieszaniu i szukaniu dziennikarskiej sensacji zapomniano o prawdziwych bohaterach, jacy byli tamtego dnia na premierze nowego Batmana.
Marynarze US Navy czy zwykły chłopak, którzy swoimi ciałami zasłaniali innych (ten ostatni przypłacił to własnym życiem). Dziewczyna, która bez jakiegokolwiek przeszkolenia uratowała życie koleżance.
John Larimer, Jonathan Blunk, Matthew Robert McQuinn, Stephanie Davies...
To jest naprawdę ważne w tym wszystkim. Może właśnie teraz, gdy cała sprawa nieco ucichła, poświęci się temu trochę należytej uwagi. Nie jest to tak spektakularny temat jak szalony morderca przebrany za komiksową postać, ale warto poświęcić chwilę by przyjrzeć się sprawie. By przeczytać świetny artykuł "Morderca zszedł z ekranu", który napisał Paweł Burdzy. By się chwilę zastanowić.
Właśnie na tym należałoby się skupić - może wtedy świat stałby się choć trochę lepszym miejscem...
3 komentarze:
Sercem popieram!
trudno się nie zgodzić...
Najprawdziwsza prawda...
Prześlij komentarz