Na drugi tom serii Z archiwum Jerzego Wróblewskiego składają się dwie
humorystyczne historie utrzymane w klimacie Dzikiego Zachodu. Pierwsza z
nich - Tom Texas, ukazująca się na łamach Dziennika wieczornego od 1
do 29 kwietnia 1961 r. - opowiada o młodym kowboju, który pomaga
schwytać niebezpieczną szajkę przestępców. W programie również atak
Indian i rodeo. Sam bohater jest dzielny, rycerski, zamiast piwa woli
lemoniadę, a jego najwierniejszym druhem jest koń Slim. Dzięki odwadze i
sprytowi kowboj pokonuje wszystkie przeszkody. Być może w bardziej
skomplikowanej fabule poradziłby sobie lepiej – niestety owa fabuła jest
raczej pretekstowa, dialogi naiwne (nawet jak na komiks dla młodszego
odbiorcy), a narracja – z dzisiejszego punktu widzenia – mocno
przestarzała, opisuje bowiem to, co widać na obrazkach. Mimo wszystko, Tom Texas ma dużo uroku, niczym nieme westerny z Tomem Mixem, które
cieszyły widzów w latach 20. XX wieku.
Rycerze prerii, ukazujący się w Dzienniku wieczornym od 29 kwietnia
do 13 lipca 1965 r. - druga z zaprezentowanych w albumie opowieści – to
całkiem inna para kaloszy. To bardziej bogato ilustrowane opowiadanie.
Nie ma tu dymków, wszystkie teksty zapisane są od pauz dialogowych pod
odpowiednimi kadrami. Również narracja występuje tu w ilości
zastraszającej, również pod obrazkami, które ilustrują owy tekst.
Czytania jest naprawdę dużo, a ilustracje sprawiają wrażenie dodatku.
Historia jest dużo bardziej zawiła, co wychodzi jej na dobre, a postacie
bardziej złożone i nie tak jednowymiarowe jak w Tomie Texasie. W
przeciwieństwie do pierwszej opowieści, tu humor się nie zestarzał i
ciągle bawi. Rycerze prerii bardzo miło mnie zaskoczyli, to sprawnie
napisana historia, która po prawie 50 latach od wydania jej po raz
pierwszy wciąż dostarcza dużo frajdy.
Kreska Wróblewskiego jest prosta, kanciasta i charakterystyczna. Pomiędzy dwoma prezentowanymi historiami widać różnicę – późniejsi o dwa lata Rycerze prerii są narysowani zdecydowanie lepiej. Cartoonowy styl dobrze współgra z historiami, a autor świetnie operuje czernią i bielą, zwłaszcza, gdy w swobodny sposób bawi się cieniem, a także pierwszym i drugim planem.
Drugi tom Z archiwum Jerzego Wróblewskiego to dwie historie, z czego jedna jest wyraźnie lepsza. Mimo to, obie czyta się przyjemnie, a sam albumik – bardzo ładnie wydany na kredzie w poziomym formacie – jest wspaniałą ciekawostką dla nowych czytelników, którzy zobaczą, że serie humorystyczne warte poznania to nie tylko Kajko i Kokosz czy Tytus. Starym zaś pozwoli wrócić do dzieciństwa i bawić się świetnie odrestaurowanymi graficznie kadrami autorstwa legendarnego polskiego komiksiarza. Premiera już za tydzień na 24. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier.
Kreska Wróblewskiego jest prosta, kanciasta i charakterystyczna. Pomiędzy dwoma prezentowanymi historiami widać różnicę – późniejsi o dwa lata Rycerze prerii są narysowani zdecydowanie lepiej. Cartoonowy styl dobrze współgra z historiami, a autor świetnie operuje czernią i bielą, zwłaszcza, gdy w swobodny sposób bawi się cieniem, a także pierwszym i drugim planem.
Drugi tom Z archiwum Jerzego Wróblewskiego to dwie historie, z czego jedna jest wyraźnie lepsza. Mimo to, obie czyta się przyjemnie, a sam albumik – bardzo ładnie wydany na kredzie w poziomym formacie – jest wspaniałą ciekawostką dla nowych czytelników, którzy zobaczą, że serie humorystyczne warte poznania to nie tylko Kajko i Kokosz czy Tytus. Starym zaś pozwoli wrócić do dzieciństwa i bawić się świetnie odrestaurowanymi graficznie kadrami autorstwa legendarnego polskiego komiksiarza. Premiera już za tydzień na 24. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier.
Ocena: 7/10
1 komentarz:
Fajnie, że wydawnictwa wracają do starszych komiksów. Jeszcze lepiej, że zechciałeś o tym napisać. Z przyjemnością czytam o komiksach z tamtych lat.
Prześlij komentarz