Luther Strode to normalny nastolatek, który po zamówieniu przez
internet poradnika "Jak przestać być słabeuszem" zdobywa zdumiewające
talenty. Szybko radzi sobie z - gnębiącymi go dotychczas - szkolnymi
osiłkami, a wkrótce udaremnia napad na sklep, staje się bohaterem i
zdobywa dziewczynę. I w tym miejscu kończy się wszystko czego mogliśmy
się spodziewać po historii "od nieudacznika do bohatera" i zaczyna się
konkretny hardkor.
Justin Jordan to twórca praktycznie w Polsce nieznany.
Debiutujący w 2011 roku opisywanym właśnie komiksem, obecnie zajmuje się
kilkoma tytułami z Nowej 52, może żadnym flagowym, jednak postęp jest
jak najbardziej wart docenienia. Nic dziwnego, że DC niemal wciągnęło go
nosem, na tamtym rynku liczy się szybkość w pozyskiwaniu nowych
talentów. Bo The Strange Talent of Luther Strode to komiks pod
wieloma względami wyjątkowy. Mimo że opowiadający początkowo sztampową
historię, szybko przemienia się w coś niezwykłego. Coś zachwycającego
naturalnymi dialogami, humorem i nadzwyczajnym tempem akcji, która nie
pozwala oderwać się od komiksu, póki nie przeczytamy wszystkich sześciu
części. To komiks bardzo intensywny, obfitujący w zwroty akcji i
serwujący czytelnikowi morze krwi. Morze? Co ja mówię, prawdziwy ocean z
organami wewnętrznymi pływającymi po powierzchni. Jordanowi nie brak
lekkiego pióra, tak do dialogów, jak i tworzenia postaci oraz mnóstwa
niekonwencjonalnych pomysłów, których - co równie ważne - nie boi się
wprowadzić w życie.
Tradd Moore, rysownik mini-serii, jest w Polsce znany równie dobrze jak Justin Jordan. Bardziej zaangażowani fani Mrocznego Rycerza mogą go kojarzyć z Legends of the Dark Knight a miłośnicy Gadatliwego Najemnika z kilku okładek do Deadpoola. I podobnie, jak w przypadku scenarzysty, to właśnie Luther był jego debiutem w Image i on pozwolił mu rysować bohaterów najbardziej znanych. Jego szybka, kanciasta krecha - której z drugiej strony nie można odmówić dokładności - świetnie współgra z szalonym scenariuszem Jordana. Dynamiczne kadrowanie i świetnie rozplanowane sceny walk to potężne zalety jego stylu, choć w scenach dialogowych i bardziej statycznych również świetnie sobie radzi. Należy również wspomnieć o dobrej robocie, jaką wykonał kolorysta Felipe Sobreiro, choć głównie korzystał z czerwonego.
Tradd Moore, rysownik mini-serii, jest w Polsce znany równie dobrze jak Justin Jordan. Bardziej zaangażowani fani Mrocznego Rycerza mogą go kojarzyć z Legends of the Dark Knight a miłośnicy Gadatliwego Najemnika z kilku okładek do Deadpoola. I podobnie, jak w przypadku scenarzysty, to właśnie Luther był jego debiutem w Image i on pozwolił mu rysować bohaterów najbardziej znanych. Jego szybka, kanciasta krecha - której z drugiej strony nie można odmówić dokładności - świetnie współgra z szalonym scenariuszem Jordana. Dynamiczne kadrowanie i świetnie rozplanowane sceny walk to potężne zalety jego stylu, choć w scenach dialogowych i bardziej statycznych również świetnie sobie radzi. Należy również wspomnieć o dobrej robocie, jaką wykonał kolorysta Felipe Sobreiro, choć głównie korzystał z czerwonego.
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie całkowita cisza, jaka na temat
tego komiksu panuje w polskim internecie, gdzie poza kilkoma wzmiankami w newsach próżno szukać choćby linijki (pamiętam o tekście
Pawła Deptucha dla Nowej Fantastyki, jednak nie jest ów tekst ogólnie
dostępny)*. A to naprawdę świetna rozrywka, napisana z dystansem i z
wyczuciem, doskonale zilustrowana, dostarczająca czystej frajdy na
najwyższym poziomie. Gdybym miał porównać do czegoś Luthera, to do
głowy przychodzi mi jedynie Invincible Kirkmana i Ottley'a - tak pod
względem humoru, kreski, jak i bezkompromisowości scenariusza. Seria
Kirkmana przekroczyła niedawno setny zeszyt i wciąż jest świetna, pora
sprawdzić, czy kontynuacja mini Jordana - The Legend of Luther Strode -
trzyma równie wysoki poziom. Boże, chroń Królową i spraw, by właśnie
tak było.
Tekst ukazał się również na Kolorowych Zeszytach.
*Tekst został napisany w sierpniu 2013, od tego czasu pojawiło się kilka nowych artykułów, m.in. na portalach ArtPapier i Dzika Banda.
*Tekst został napisany w sierpniu 2013, od tego czasu pojawiło się kilka nowych artykułów, m.in. na portalach ArtPapier i Dzika Banda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz