> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 20 lutego 2015

482 - Oscary 2015

Już w niedzielę rozpocznie się gala wręczenia Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Podobnie jak w zeszłym roku kilka przemyśleń i uwag na temat filmów, które udało mi się zobaczyć. Tegoroczne nominacje w większości były dla mnie sporym rozczarowaniem, zaś wartych uwagi produkcji było zaledwie kilka. 


Najlepszy film:
Boyhood - powiedzmy sobie szczerze: nie moje kino. Doceniam pomysł i sposób realizacji, ale prawie trzygodzinny metraż tak mnie zmęczył, że nie dostrzegam wielkości.

Gra tajemnic - sztampowo do bólu, zero oryginalności - scenariusz napisany chyba według podręcznika do tworzenia biopiców. Nawet Cumberbatch, choć jest najjaśniejszym punktem produkcji, to gra według sherlockowego emploi. Retrospekcje zupełnie niepotrzebnie wplecione w główny wątek.

Teoria wszystkiego - ... jest do niczego, jak to napisał Michał. Dobre kreacje (Felicity Jones!) i tyle ujęć na stopy, że Tarantino powinien być zadowolony.

Snajper - obrzydliwie propagandowy, a do tego pies terrorysta i plastikowy niemowlak. Wielkie rozczarowanie, najgorszy film Clinta od 1982 roku. Tu i ówdzie słychać głosy, że trzeba ten film odczytywać ironicznie - ja tego nie widziałem i łyknąłem całość na serio. Może tu jest pies (terrorysta) pogrzebany.

Whiplash - po prostu dobry, bez zachwytów. Nie trafia do mnie fabuła (choć finałowy twist przyjemny), zwłaszcza wszystko co się dzieje po SPOILER wypadku KONIEC SPOILERA jest grubymi nićmi szyte. Dobry Teller, a Simmons na standardowym dla siebie poziomie.

Grand Budapest Hotel - nie obraziłbym się, gdyby zgarnął statuetkę. O Hotelu pisałem już przy okazji listy najlepszych filmów 2014 roku.

Birdman - dla mnie faworyt do miana najlepszego filmu. Całkowicie przemawia do mnie ta opowieść oraz sposób realizacji (film-strumień), coś niesamowitego.

Selma - nie widziałem i jakoś nie mam ochoty nadrabiać. Jestem zmęczony rokrocznym wałkowaniem tego samego, zwłaszcza, że temat wyczerpał już Django i wątpię, by powstało coś lepszego w tej kwestii.

Najlepszy aktor pierwszoplanowy:
Autorefleksyjny występ Michaela Keatona zasługuje na uznanie.

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa:
Oddaję głos na Julianne Moore i jej zmagania z Alzheimerem, choć muszę przyznać, że wszystkie nominowane aktorki dały z siebie wszystko i oglądało się je z prawdziwą przyjemnością. Tym bardziej szkoda Marion Cotillard, bo Dwa dni, jedna noc to jakieś nieporozumienie - nie kupuję taniej dramatycznie fabuły, żółwiego tempa i powtarzania w kółko tych samych scen i dialogów, choć ta schematyczność ładnie podkreśla beznadziejność sytuacji, w jakiej znalazła się główna bohaterka.

Najlepszy aktor drugoplanowy:
Stawiam na Tolka Banana Edwarda Nortona, ale nie zdziwię się, jeśli statuetkę zgarnie Simmons.

Najlepsza aktorka drugoplanowa (na dziewięć liter):
Proste: Emma Stone!

Najlepszy reżyser:
Podejrzewam, że Akademicy docenią Linklatera, co zrozumiałe za nakład pracy i determinację, z jaką dążył do zrealizowania swojej wizji. Osobiście dałbym statuetkę Wesowi Andersonowi - Hotel to kwintesencja jego stylu i popis absolutnego perfekcjonizmu.

Najlepszy scenariusz oryginalny:
I tu Hotel ma mój głos za bezpretensjonalność, jazdę po bandzie i szkatułkową wielowątkowość (grafoman mode: on).

Najlepszy scenariusz adaptowany:
Nie podejmę się wytypowania zwycięzcy w tej kategorii - nie widziałem jeszcze Inherent Vice Paula Thomasa Andersona, a neo-noir w interpretacji tego reżysera to coś co mogę pokochać, zaś żaden z pozostałych nominowanych w tej kategorii obrazów nie zrobił na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie.

Najlepszy film nieanglojęzyczny:
Patriotycznie: Ida.

Najlepsza piosenka:

Najlepsze efekty specjalne:
Ewolucja planety małp miało najlepsze CGI od dawna, o czym pisałem już tutaj.

Najlepsze zdjęcia:
Chciałbym oczywiście, żeby statuetką podzielili się Łukasz Żal i Ryszard Lenczewski, ale równie wielkie szanse ma Emmanuel Lubezki za dwugodzinnego niby-mastershota i Robert D. Yeoman za panowanie nad symetrią kadrów Wesa Andersona.

Najlepszy długometrażowy film animowany:
Jako fanboj Marvela stawiam na Wielką Szóstkę, która może i jest nierówna scenariuszowo, powoli się rozkręca, ale za to ma doskonałego villaina i oferuje szerokie spektrum emocji w czasie seansu: od uśmiechu rozbawienia, pisku zachwytu na widok uroczego Baymaxa po solidne wzruszenie w finale. Prawdopodobnie Jak wytresować smoka 2 bardziej zasługuje na statuetkę, bo to pod wieloma względami lepszy film, jednak uczucie niedosytu - po doskonałej jedynce - sprawia, że wybrałem na Disneya.

Najlepszy dźwięk:
Whiplash tym razem bezkonkurencyjny.

To by było na tyle. Najwięcej razy wytypowałem Grand Budapest Hotel, mam nadzieję, że zgarnie przynajmniej jedną statuetkę. Podejrzewam, że jak co roku wybory Akademików nie pokryją się z moimi. Niezależnie od tego muszę powtórzyć, że większość tegorocznych nominacji srogo mnie zawiodła i ani jeden film mnie nie zachwycił (Birdman był blisko, ostateczny werdykt wydam po drugim seansie).

Luty miesiącem bez wpisów na blogu. Sesja zebrała żniwo. Jeszcze nigdy nie miałem tylu egzaminów (osiem na Tekstach Kultury plus dwie prace zaliczeniowe i scena do oddania na Scenariopisarstwie), kupka książek i komiksów do recenzji rośnie z każdą wizytą listonosza - mam nadzieję, że wskoczę niedługo w rytm przynajmniej 1-2 tekstów tygodniowo i nadrobię zaległości.

5 komentarzy:

interplaygirl pisze...

ja wyjątkowo w tym roku trochę obejrzałam, też klasycznie popieram moore przy histeryczno depresyjnej roli (kolejnej<3) i przy okazji nominuję kristen stewart do NAJGORSZEJ AKTORKI EVER. gra tajemnic strasznie rozczarowuje. birdman fajny, ale też i wymagający. teorię wszystkiego wyłączyłam po kilkunastu minutach, bo stwierdziłam, że i tak mi się nie spodoba. grand budapest wspaniały oczywiście. z około-oscarowych filmów najbardziej spodobał mi się chyba gone girl. bardzo! boyhood właśnie oglądam, ale już wyczuwam zmęczenie. amen. pozdrowienia Janku:)

bubu pisze...

Django powiedział więcej niż Martin Luther King? :D a cóż takiego w tym temacie powiedział Django?

Jan Sławiński pisze...

Jeśli chodzi o uciśnionych Afroamerykanów to nie będzie lepszego filmu niż "Django". Koniec i kropka! "Selma" sprawia wrażenie kolejnego poważnego podejścia do tematu, nie chcę tego oglądać ;)

Anonimowy pisze...

dobre cycki interplaygirl

bubu pisze...

Na pewno nie będzie śmieszniejszego filmiku o czarnych niż Django ;)