Seria George’a Millera długo szukała własnej tożsamości. Zaczęło się od
brutalnego, policyjnego kina samochodowego poruszającego motyw zemsty,
które w drugiej części cyklu przeszło w archetypiczne z dzisiejszego
punktu widzenia post-apo, by następnie wymieszać tę stylistykę z Kinem
Nowej Przygody spod znaku Spielberga i Lucasa w (niemal) familijnym
wydaniu dla całej rodziny. Dzięki swej niejednoznaczności, rewolucyjnej
wizji pustynnego świata po apokalipsie, wyraźnej nutce szaleństwa i
charyzmatycznemu bohaterowi trylogia Millera ma dziś status kultowej. Na drodze gniewu zbiera wszystkie najlepsze elementy poprzedników i zgodnie z dzisiejszymi standardami podnosi je do potęgi – świat Mad Maxa jeszcze nigdy nie był tak szalony.
Mad Max: Na drodze gniewu
zachwyca rozmachem, choreograficzną precyzją i tempem. Akcja
praktycznie nie ustaje, wydarzenia pędzą przed siebie w szalonej
galopadzie, a bohaterowie nie mają dłuższej chwili wytchnienia w swej
ucieczce. Gonią za złudną obietnicą lepszego życia, raz po raz wymykają
się śmierci by finalnie zderzyć się z brutalną prawdą o parszywym
świecie, w jakim przyszło im żyć. Są zdani na siebie, zmuszeni do nieustanej przemocy i słuchania zwierzęcych instynktów.
W tak brutalnym i nieprzyjaznym świecie nie ma miejsca na słowa –
Miller ogranicza dialog do minimum. Stawia na uniwersalny język spod
znaku twardych pięści i szybkich ciosów, gry pozbawionej zasad, walki z
wykorzystaniem dosłownie wszystkiego i do ostatniej kropli krwi. Broń
palna, noże, miotacze ognia a nawet ząb są tu przedmiotami, dzięki
którym można zyskać przewagę – i przeżyć – albo zginąć.
Wkrótce artykuł o fanfilmach ze świata Mad Maxa i mnóstwo innych tekstów!
Ostatnio na blogu:
- Relacja z Festiwalu Komiksowa Warszawa 2015.
- Recenzje drugiego tomu Sagi i Fatale 2.
- Age of Ultron: potwór Frankensteina z kompleksem Edypa.
- Recenzja komiksu Hellboy w piekle: Zstąpienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz