> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 3 września 2018

Chew, tom 9: Kurczę pieczone – recenzja

Chew Johna Laymana i Roba Guillory’ego to seria, którą pokochałem od pierwszych stron. Intrygował pomysł na detektywa poznającego historię wszystkiego, co zdarzy mu się zjeść lub wypić (poza burakami). Leciały kolejne strony i okazało się, że Layman nie eksploatował do granic wytrzymałości jednego udanego chwytu, tylko co chwila zaskakiwał mocami ogólnospożywczymi. Do tego plejada groteskowych postaci na czele z Poyo, najniebezpieczniejszym kogutem na świecie. Jak ma się mój stosunek do Chew przy lekturze dziewiątego tomu? Cóż, generalnie mam problem z dłuższymi seriami. Y: Ostatni z mężczyzn w pewnej chwili zaczął mnie nudzić, The Walking Dead niemiłosiernie męczyć, w Avengers z Marvel NOW pogubiłem się już dawno temu. A Chew wciąż bawi, nawet za dziewiątym razem. 



Ostatni tom zawiera wszystko to, co fani serii lubią najbardziej. Kolejne odjechane pomysły na kulinarne supermoce (pojawia się nawet jakiś marynarz ze szpinakiem), zaskakujące zwroty akcji (popadające czasem w makabryczny brak poszanowania dla ludzkiego i wiewiórczego życia) oraz fantazje jakby wyciągnięte z kubła „too much, nikt tego nie kupi”. Jakby ktoś zastanawiał się jeszcze nad kupnem – w tym komiksie jest hybryda jednorożca z tyranozaurem. Gdy ją ujrzycie, Wasze życie już nie będzie takie samo. 

Poza wyżej wymienionymi atrakcjami twórcy prezentują między innymi: wszystko, czego nie chcieliśmy wiedzieć o rodzinie Applebee (i absolutnie nie zamierzaliśmy o to pytać), „pozytywne” skutki jedzenia ryb, romanse, zdrady i najmniej udaną operację specjalną od czasu otwarcia Mission: Impossible Briana de Palmy. Ta ostatnia stanowi zresztą najjaśniejszy punkt tomu. Poza kreatywnymi sposobami na okaleczenie/uśmiercenie kilku postaci pokazuje także, jak dobrym narratorem jest Layman, rozrzucający fragmenty walki drużyny Savoya z Kolekcjonerem na strony trzech zeszytów. 

Jakby tego było mało, w dziewiątym tomie zawarto bonusowy zeszyt Wojowniczy kogut Poyo, w którym tytułowy najwspanialszy bohater w historii wraz z grupą śmiałków (kryptonim „mięso armatnie”) staje naprzeciw potwornych warzyw wezwanych przez złego warzywomantę. Chociaż wynik starcia jest od początku raczej wiadomy, całość zapewnia miły oddech przed powrotem do perypetii detektywa Chu. 

Chyba nie muszę pisać, że serię Laymana i Guillory’ego polecam z całego serca i z niecierpliwością czekam na wydanie dziesiątego tomu. Szczególnie, że finał dziewiątego skruszył serduszko na tysiące kawałków i chyba już nigdy nie da się go poskładać do kupy. 

Ocena: 8/10

Autor: Jakub Izdebski

Seria Chew ukazuje się nakładem Mucha Comics.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

'Jakiś marynarz ze szpinakiem' zupełnie jak Popeye! Poza tym - [*] serduszko ;(