> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 9 listopada 2015

Bler: Człowiek ze światła i Ash vs. Evil Dead [pilot]

W tym roku pozwoliłem sobie tylko na jeden halloweenowy seans - padło na pilotowy odcinek Ash vs. Evil Dead. Nigdy nie byłem wielkim fanem trylogii o Martwym Źle, z której - co wielu uzna pewnie za herezję - najbardziej lubię nowoprzygodową część trzecią. Co nie znaczy, że za Ashem nie przepadam, wręcz przeciwnie. Nie przedłużając: serial stacji Starz to petarda!


Dawno nic, co oglądałem nie skończyło się tak szybko. Pilot nakręcono z niesamowitą werwą, jest szalony i dynamicznie zrealizowany (zdjęcia i montaż klasa!). Seans mija w mgnieniu oka. Ash co prawda trochę się zestarzał, ma nadwagę i nie stroni od wszelakich używek, ale gdy trzeba, stanie w oko w oko ze złem i odpali przymocowaną do prawicy piłę łańcuchową. Wrrruuuum! Krew się będzie lała, będzie szalenie zabawnie i strasznie, czyli dokładnie tak jak lubię. 

Można psioczyć na nierówne efekty specjalne (telewizyjny budżet), narzekać na "powtórkę z rozrywki", bo dostajemy dokładnie to, co znamy z filmowej trylogii - fabularnie i realizacyjnie (charakterystyczne ujęcia POV atakującego Zła; rozedrgana, tańcząca kamera), ale zrzućmy to na karb konwencji i "mrugnięć do fanów". Zabawa jest przecież przednia, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Sam Ash to stary dobry znajomy, którego miło spotkać po latach, zaś nowe postaci drugoplanowe albo intrygują albo wzbudzają sympatię. Wypatruję kolejnych odcinków z niecierpliwością i liczę na większą rolę Lucy Lawless, która w pilocie lewie mignęła w zjawiskowej bieli.


Po intrygującej trylogii i nieco przejściowym tomie czwartym dostajemy historię zatytułowaną Człowiek ze światła, która nawet wiernych czytelników Rafała Szłapy może zaskoczyć na kilku frontach.

Bler dociera do ruin Krakowa, by spod gruzów Miasta Królów Polski wydostać małą dziewczynkę. Jest zima, śnieg miesza się z radioaktywnym pyłem, a zniszczone ulice patrolują tajemnicze roboty i bandy uzbrojonych szabrowników.

W lekturze najnowszego komiksu Rafała Szłapy na każdym kroku doskwiera czytelnikowi beznadziejność sytuacji, w jakiej znaleźli się jego bohaterowie. Postapokaliptyczny krajobraz, poczucie zagrożenia i zniszczony świat, w którym nie obowiązują żadne reguły. Czy walka o przetrwanie ma jeszcze sens?

Komiks został fenomenalnie namalowany. Dystopijna wizja świata została przedstawiona przez Szłapę wiarygodnie i sugestywnie. Opustoszałe ulice, wraki samochodów pozostawione na ulicach, zniszczone budynki, śnieg zmieszany z popiołem - obrazy z piątego Blera działają na wyobraźnię i zapadają w pamięć. Stonowana, utrzymana w odcieniach szarości paleta barw podkreśla posępny nastrój komiksu. Mroczny klimat stworzony przez Szłapę w piątym Blerze to dla mnie największy atut tej odsłony serii.

W kontraście do całego komiksu stoi nieoczekiwanie wzruszające i pozytywne zakończenie. Za pomocą zaledwie dwóch kadrów Szłapa potrafi wywołać u czytelnika uśmiech, wlać w serca bohaterów odrobinę nadziei. Czy warto w to zakończenie uwierzyć? Odpowiedź na to pytanie przyniesie kolejny tom przygód superbohatera (?) z Krakowa...

Pamiętajcie o konkursie!

Brak komentarzy: