Egmont
wprowadził do sklepów kolejną postać z Nowego DC Comics (New 52). Tym
razem padło na bohatera praktycznie w Polsce nieznanego. Tytułowy Shazam
to osierocony nastolatek Billy Batson, który nie może zagrzać miejsca w
żadnej z rodzin zastępczych, do których trafia. Zbuntowany i
łobuzerski, acz skrywający wielkie serce, nie wzbudza zaufania opiekunów
i rówieśników. Jego życie ulega zmianie, gdy podczas kolejnej ucieczki
zostaje przeniesiony w magiczne miejsce zwane Skałą Wieczności, a
tajemniczy czarodziej obdarza go mocą Żyjącej Błyskawicy. Od teraz, gdy
tylko chłopak zakrzyknie „Shazam!” zmienia się w superbohatera postury
Supermana posiadającego wiedzę Salomona, siłę Herkulesa, wytrzymałość
Atlasa, moc Zeusa, odwagę Achillesa i szybkość Merkurego. Upojony nowymi
zdolnościami młodzieniec nie wie, że jego tropem podąża złowieszczy
Czarny Adam…
Kapitan Marvel, bo tak oryginalnie nazywał się bohater, w którego
zmieniał się młody Batson, zadebiutował w 1940 roku na fali popularności
słynnego Kryptończyka. Szybko zdobył ogromną popularność, stając się
m.in. bohaterem pierwszego aktorskiego serialu kinowego na podstawie
komiksu (wyprzedzając o kilka lat Batmana i Kapitana Amerykę). Polski
czytelnik może go kojarzyć głównie z występów gościnnych w innych
komiksach, grach komputerowych i animacjach. Napisany na nowo przez Geoffa Johnsa origin Shazama jest dostosowany do realiów New 52 - to
dobre miejsce, by lepiej poznać tę fascynującą postać.
Obyczajowa opowieść, w której nastolatek trafia do kolejnego domu
zastępczego, miesza się tu z pełną starożytnej magii historią o
przeznaczeniu. Johns upycha na niemal 200 stronach całe mnóstwo wątków i
postaci. Kilka zostaje domkniętych (pierwsze starcie z Czarny Adamem),
kilka sprawia wrażenie zbędnych (irytująca postać Bryera), zaś niektóre
zapowiadają przyszłe wydarzenia i zostaną domknięte w kolejnych albumach
New 52 (rozgrywająca się w tle historia doktora Sivany, jednego z
największych adwersarzy oryginalnego Kapitana Marvela). Ciekawie
wypadają zwłaszcza te opowiadające o poznawaniu nowych mocy. Choć
przemieniony Batson ma posągową posturę, ciągle zostaje nastolatkiem –
Johns z humorem pozwala mu poznawać kolejne zdolności i się nimi bawić,
usprawiedliwiając to dziecięcą naiwnością. Oczywiście do czasu, gdy
naprzeciw nowego bohatera stanie Czarny Adam, będzie on musiał
udowodnić, że jest godny mocy, jaką otrzymał i potrafi odłożyć zabawę na
później. Aż chciałoby się powiedzieć: „Z wielką mocą idzie wielka
odpowiedzialność”.
Gary Frank najlepiej radzi sobie w ilustrowaniem magicznych pojedynków między dwoma tytanami. Równie ciekawie sprawdza się, gdy na scenę wkraczają ucieleśnione Siedmioro Grzechów i przychodzi mu rysować spektakularne, dopieszczone w każdym szczególe splashpage’e. W dużej mierze to jednak zaledwie poprawne rysunki, tworzony jakby z automatu. Lwia część albumu to obyczajówka, w której Billy trafia do nowego domu, poznaje nową szkołę itp. Miałem wrażenie, że rysownik zwyczajnie się męczył, rysując tę część komiksu wypełnioną gadającymi głowami (okropna mimika postaci) i niekiedy deklaratywnymi dialogami. Cóż, życiowe zaplecze Batsona jest ważne dla postaci, zostało sprawnie napisane i jeśli spojrzeć na konstrukcję albumu, to zgrabnie uzupełnia wątki superbohaterskie, trudno byłoby je więc pominąć.
Shazam to komiks dający czytelnikowi sporo frajdy. W przeciwieństwie do Ligi Sprawiedliwości pisanej przez Johnsa, tym razem scenarzysta przynajmniej starał się opowiedzieć ciekawą, wielowątkową historię, a nie zadowolił się standardową naparzanką. Szkoda, że kolejne tomy nie ujrzały światła dziennego, a kontynuacji przygód Shazama musimy szukać w innych tytułach New 52 (Liga Sprawiedliwości, nadchodzący crossover Wieczne Zło), bo to postać w małym ciele skrywająca ogromny potencjał.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz