> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 26 października 2015

Recenzja: Shazam z New 52

Egmont wprowadził do sklepów kolejną postać z Nowego DC Comics (New 52). Tym razem padło na bohatera praktycznie w Polsce nieznanego. Tytułowy Shazam to osierocony nastolatek Billy Batson, który nie może zagrzać miejsca w żadnej z rodzin zastępczych, do których trafia. Zbuntowany i łobuzerski, acz skrywający wielkie serce, nie wzbudza zaufania opiekunów i rówieśników. Jego życie ulega zmianie, gdy podczas kolejnej ucieczki zostaje przeniesiony w magiczne miejsce zwane Skałą Wieczności, a tajemniczy czarodziej obdarza go mocą Żyjącej Błyskawicy. Od teraz, gdy tylko chłopak zakrzyknie „Shazam!” zmienia się w superbohatera postury Supermana posiadającego wiedzę Salomona, siłę Herkulesa, wytrzymałość Atlasa, moc Zeusa, odwagę Achillesa i szybkość Merkurego. Upojony nowymi zdolnościami młodzieniec nie wie, że jego tropem podąża złowieszczy Czarny Adam


 

Kapitan Marvel, bo tak oryginalnie nazywał się bohater, w którego zmieniał się młody Batson, zadebiutował w 1940 roku na fali popularności słynnego Kryptończyka. Szybko zdobył ogromną popularność, stając się m.in. bohaterem pierwszego aktorskiego serialu kinowego na podstawie komiksu (wyprzedzając o kilka lat Batmana i Kapitana Amerykę). Polski czytelnik może go kojarzyć głównie z występów gościnnych w innych komiksach, grach komputerowych i animacjach. Napisany na nowo przez Geoffa Johnsa origin Shazama jest dostosowany do realiów New 52 - to dobre miejsce, by lepiej poznać tę fascynującą postać.


Obyczajowa opowieść, w której nastolatek trafia do kolejnego domu zastępczego, miesza się tu z pełną starożytnej magii historią o przeznaczeniu. Johns upycha na niemal 200 stronach całe mnóstwo wątków i postaci. Kilka zostaje domkniętych (pierwsze starcie z Czarny Adamem), kilka sprawia wrażenie zbędnych (irytująca postać Bryera), zaś niektóre zapowiadają przyszłe wydarzenia i zostaną domknięte w kolejnych albumach New 52 (rozgrywająca się w tle historia doktora Sivany, jednego z największych adwersarzy oryginalnego Kapitana Marvela). Ciekawie wypadają zwłaszcza te opowiadające o poznawaniu nowych mocy. Choć przemieniony Batson ma posągową posturę, ciągle zostaje nastolatkiem – Johns z humorem pozwala mu poznawać kolejne zdolności i się nimi bawić, usprawiedliwiając to dziecięcą naiwnością. Oczywiście do czasu, gdy naprzeciw nowego bohatera stanie Czarny Adam, będzie on musiał udowodnić, że jest godny mocy, jaką otrzymał i potrafi odłożyć zabawę na później. Aż chciałoby się powiedzieć: „Z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność”.


Gary Frank najlepiej radzi sobie w ilustrowaniem magicznych pojedynków między dwoma tytanami. Równie ciekawie sprawdza się, gdy na scenę wkraczają ucieleśnione Siedmioro Grzechów i przychodzi mu rysować spektakularne, dopieszczone w każdym szczególe splashpage’e. W dużej mierze to jednak zaledwie poprawne rysunki, tworzony jakby z automatu. Lwia część albumu to obyczajówka, w której Billy trafia do nowego domu, poznaje nową szkołę itp. Miałem wrażenie, że rysownik zwyczajnie się męczył, rysując tę część komiksu wypełnioną gadającymi głowami (okropna mimika postaci) i niekiedy deklaratywnymi dialogami. Cóż, życiowe zaplecze Batsona jest ważne dla postaci, zostało sprawnie napisane i jeśli spojrzeć na konstrukcję albumu, to zgrabnie uzupełnia wątki superbohaterskie, trudno byłoby je więc pominąć.


Shazam to komiks dający czytelnikowi sporo frajdy. W przeciwieństwie do Ligi Sprawiedliwości pisanej przez Johnsa, tym razem scenarzysta przynajmniej starał się opowiedzieć ciekawą, wielowątkową historię, a nie zadowolił się standardową naparzanką. Szkoda, że kolejne tomy nie ujrzały światła dziennego, a kontynuacji przygód Shazama musimy szukać w innych tytułach New 52 (Liga Sprawiedliwości, nadchodzący crossover Wieczne Zło), bo to postać w małym ciele skrywająca ogromny potencjał. 


Ocena: 7/10

Brak komentarzy: