Podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi miałem okazję wraz z Kubą Oleksakiem porozmawiać z legendarnym Alanem Grantem, scenarzystą m.in. Lobo i Batmana. O współpracy z hiszpańskimi rysownikami, historii o Lobo niedopuszczonej do druku, a także dziecięcych fascynacjach komiksami Marvela przeczytacie w poniższym wywiadzie.
Na
początku kariery pracowałeś z Johnem Wagnerem nad serią Tarzan. Czy było to zwykłe zlecenie za pieniądze, czy miałeś może
historie z tym bohaterem, które chciałeś opowiedzieć?
Zanim zacząłem pracę przy
komiksach byłem dziennikarzem. Poznałem Johna, twórcę klasycznych serii jak Sędzia Dredd, Strontium Dog czy Robo-Hunter
dla 2000 AD. Miał podpisaną umowę z
wydawnictwem odpowiedzialnym za przygody Tarzana,
jednak przez nadmiar innej pracy nie miał czasu by zająć się tym projektem.
Spytał, czy nie byłbym zainteresowany. Nie miałem żadnego pomysłu, ale się
zgodziłem i tak przez następne 3-4 lata pisałem przygody Tarzana. Nigdy nie
poznałem ani nie kontaktowałem się z żadnym z rysowników serii. Pisałem
scenariusz i wysyłałem wydawcy, on przesyłał je do hiszpańskiego studia, gdzie
były rysowane. W zeszłym roku przypomniałem sobie o Tarzanie, gdy odezwał się do mnie wielki fan Tarzana z Holandii,
który robił listę wszystkich komiksów z tym bohaterem. Pytał o moje historie do
tego komiksu, których nawet nie pamiętałem! Piszę bardzo dużo i szybko, często
zapominam, co napisałem. Czasem przeglądam stare numery Dredda i po pierwszych kilku stronach historia wydaje się dziwnie
znajoma. Tak samo z Tarzanem – pisałem mnóstwo historii o nim i jego synu,
Koraku, które ciężko spamiętać. Nie mierzyłem się z legendą Tarzana, to była
zwykła praca na zamówienie. Nawet nie dostawałem tych komiksów, przez lata
udało mi się zdobyć dwa albo trzy komiksy, które nawet nie są po angielsku.
W
trakcie swojej wieloletniej kariery nie miałeś wielu okazji by współpracować z
Marvelem. Co było tego powodem?
Właściwie współpracowałem
z nimi kilkukrotnie. Pracowałem nad zamkniętą historią z Punisherem i kilkoma numerami komiksu Nick Fury: Agent of Shield. Dla Marvela pisałem też Robocopa i w trakcie mojej 35 letniej
kariery był to jedyny komiks, którego nie chciałem kontynuować. Lubię tę postać
i początkowo Marvel zlecił mi pisanie serii w stylu, w jakim pisałem Batmana, jednak szybko zmienili zdanie.
Chcieli, by komiks był odpowiedni dla dzieci, więc kazali mi usunąć całą
przemoc. Robocop nie mógł zabijać, wyobrażacie sobie? Napisałem 10 zeszytów, a
pod ostatnimi dwoma się nie podpisałem. Gdy Tom DeFalco był szefem, moja
współpraca z Marvelem układała się dobrze (to z nim robiłem Punishera i Nicka Fury’ego), jednak gdy odszedł moje stosunki z jego następcą
nie były już takie dobre. W DC współpracowałem z Dannym O’Neilem, najlepszym
wydawcą, jakiego poznałem. Z Marvelem nie układało mi się dobrze. To zabawne,
bo gdy byłem dzieckiem czytałem tylko komiksy ze Spider-Manem, Avengers i
Hulkiem. Gdy zostałem scenarzystą napisałem tylko jeden numer Hulka, bo nie mogłem się z nimi dogadać.
Powiedziałeś
kiedyś, że czytelnicy komiksów w Ameryce szukają ucieczki od codziennych
problemów, zaś Brytyjczycy przekuwają otaczający ich świat w metaforę i
pokazują ją w komiksach.
Nie wiem, czy powinienem
to mówić, ale wydaje mi się, że amerykańscy czytelnicy komiksów nie mają
poczucia humoru. Chcą innego życia, dlatego czytają komiksy. Dobrym przykładem
jest komiks Lobo. Został zamknięty po
sześciu latach, gdy sprzedaż spadła poniżej 20 000. Jeździłem na konwenty
do Meksyku, Południowej Ameryki, gdzie Lobo był u szczytu popularności.
Próbowałem przekonać wydawcę, by pozwolił mi pisać kolejne scenariusze i dał je
do opracowania rysownikom z Argentyny, a potem przedrukował je w Ameryce. Była
to odwrotna droga (musielibyśmy tłumaczyć Lobo
na angielski zamiast sprzedawać do niego prawa), ale byłoby to bardzo opłacalne
finansowo. Wicedyrektorka DC, której nazwiska teraz nie wspomnę, była
przerażona tym pomysłem. Przykładowo w Chile Lobo sprzedawał się dwa razy lepiej niż w Ameryce. Jednak DC nigdy
wcześniej nie wydawało komiksów w ten sposób, więc wolało skasować tytuł niż
zarobić mnóstwo pieniądzy zagranicą.
Wspomniałeś
Lobo. W tym roku jesteś na festiwalu
razem z Simonem Bisleyem, ale nie ma z nami Keitha Giffena, twórcy postaci…
Napisałem do Keitha i
spytałem, czy chciałby przyjechać. Odpisał: „Grrrr. Komiksy są do bani!”. Nie
wiem, dlaczego tak odpisał, nie kontaktowałem się z nim przez ostatnie kilka
lat. Kiedyś kochał komiksy, nie wiem, co się zmieniło.
Jak
współpracowało Ci się z Keithem i Simonem nad Lobo?
Keith odpowiadał za
fabułę, ja pisałem dialogi. Fabuła wędrowała do Simona, ale jeśli jakaś strona
mu się nie podobała, to w jej miejsce rysował coś zupełnie innego. Keith nie
narzekał, zresztą – wbrew pozorom – przez całe życie miał mało do czynienia z
komiksami. W całym swoim życiu był tylko na jednym konwencie. Może nie lubi
miłośników komiksów, którzy są dość specyficzni? Nie wiem. Dziś uważa, że
komiksy są do bani, dlatego nie przyjechał do Polski.
Jak ocenisz swój wpływ na klasyczne historie z Lobo w stylu Ostatniego Czarnianina?
Ja pisałem tylko dialogi.
Keithowi się podobały, a Simon i tak rysował co mu się podobało. Nawet Lobo
wygląda trochę jak on z tamtych lat. Nikt nie narzekał na moją pracę. Tylko raz
napisałem historię, która nie została opublikowana. Frank Quitely poprosił
mnie, bym napisał dla niego historię o Lobo. Gdy komiks był narysowany, a ja
zainkasowałem honorarium, DC zdecydowało się wstrzymać publikację. Sądziłem, że
moje nazwisko i Frank jako rysownik wystarczą, by sprzedać milion kopi, a na
tym przecież polega robota wydawcy – na zarabianiu pieniędzy. A jednak nie
wypuścili komiksu na rynek. Podejrzewam, że problemem był tytuł: The hand-to-hand job. Historia
rozgrywała się na planecie, gdzie nie było metalu, więc wszystkie walki toczono
na pięści. W języku angielskim handjob
oznacza masturbację. W fabule nie było o tym ani słowa, jednak tytuł był
kontrowersyjny. To był tylko żart, ale komiks nie ukazał się na rynku. Lobo to
czarna komedia, jak już wspomniałem – Amerykanie nie mają poczucia humoru, ale
znają się na zarabianiu pieniędzy. Lobo bez humoru nie ma zupełnie sensu. Nie
mógłbym pisać Supermana, bo to postać pozbawiona humoru.
Czy
męczą cię nieustanne pytania o legendarną pracę z Normem Breyfoglem nad
Batmanem?
Zupełnie nie, lubię to.
Ludzie podchodzą do mnie na konwentach, wczoraj miałem taką sytuację, i mówią:
dzięki tobie zacząłem czytać komiksy, zacząłem od twojego Batmana. To jest
super i zdarza się na całym świecie. Dzięki temu wiem, że zrobiłem coś dobrego.
Czytaj również:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz