Drugi tom “Scotta Pilgrima” (“Scott Pilgrim kontra reszta świata”) to ponownie żywiołowo opowiedziana historia coming-of-age, w której autor miesza zgrabnie zarysowane portrety bohaterów, akcję, przygodę i humor. Komiks rozpoczyna się od retrospekcji, więc to stosunkowo świeży materiał, bowiem rozdziały dziejące się w przeszłości nie były uwzględnione w adaptacji filmowej Edgara Wrighta, grze video ani w serialowej animowanej reinterpretacji komiksu Bryana Lee O’Malleya. Pierwsze dwa rozdziały nowego tomu to więc gratka dla tych, którzy jak ja, znają inne wersje tej opowieści.
Czy w takim razie reszta przynudza? Zdecydowanie nie, bowiem O’Malley żywiołowo portretuje rozterki miłosne głównego bohatera, pozwala, aby dogoniła go przeszłość o twarzy znienawidzonej ex, a także stawia na jego drodze kolejnego członka Ligi Złych Eks-Chłopaków Ramony. Wisienką na torcie jest epicki pojedynek między Ramoną a Knives, gdzie w ruch idą stalowe elementy instalacji artystycznej. Nie można narzekać na nudę, epickość scen akcji jest podkręcona na maksa (niczym w najlepszym shonenie), a wszystko okraszone jest komediowym zacięciem (wyrażanym zarówno w dialogach, puentach scen, jak i rysunkach, m.in. mimice postaci).
Całość ma bardzo specyficzny klimat - tę przerysowaną konwencję i zaskakujący miks gatunkowy trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Zupełnie nie dziwię się jednak, że te 20 lat temu komiks zrobił prawdziwą furorę, z miejsca dorobił się statusu kultowego i do dziś cieszy kolejne pokolenia czytelników. W Polsce mieliśmy “Osiedle Swoboda”, w Kanadzie był “Scott Pilgrim” - opowieści o zwykłych ludziach opowiedziane w niezwykły sposób, każda po swojemu, każda z innym kolorytem i ciężarem gatunkowym, ale jednak obie potrafiące uchwycić ten ulotny moment wejścia w dorosłość (niezależnie czy z odpalonym jointem czy z odpaloną konsolą).
Drugi tom serii “Scott Pilgrim”, którą po polsku wydaje Nagle Comics potwierdza wysoki poziom cyklu, na jaki wskazywała część poprzednia (o której pisałem na łamach ExuMag). Bryan Lee O’Malley niespiesznie kontynuuje swą opowieść (co nie znaczy, że w komiksie mało się dzieje), wprowadza na scenę kolejne wyraziste postaci i potrafi zaskoczyć czytelnika nagłym zwrotem akcji (podejrzewam, że gdybym nie znał filmu, to finał walki z Lucasem Lee - a może Lukiem Wilsonem - byłby dla mnie nieoczekiwany). Jednocześnie tworzy słodko-gorzką historię o pierwszych miłosnych nieporozumieniach i walce o miłość, która przybiera w tym komiksie dosłowną formę starcia z Ligą Złych Eks-Chłopaków Ramony. Czekam na tom trzeci (“Scott Pilgrim i bezgraniczny smutek”), bo podejrzewam, że O’Malley jeszcze niejednokrotnie mnie zaskoczy.
8/10
1 komentarz:
Prześlij komentarz