> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 4 marca 2024

Jenny Finn [Mike Mignola] - recenzja

Mike Mignola to twórca wielu kultowych opowieści o Hellboyu. Troy Nixey znany jest ze współpracy z ojcem Piekielnego Chłopca przy okazji albumu “Batman: Zagłada Gotham”, w którym przygody Mrocznego Rycerza zostały przeniesione do czasów wiktoriańskich, a wszystko doprawiono odrobiną mitologii Cthulhu. Podobnie jest z drugim wspólnym projektem obu artystów - miniserią “Jenny Finn”, która właśnie ukazała się po polsku (choć w oryginale została wydana przed lovecraftowską przygodą Batmana).




W pewnym mieście pojawia się mała dziewczynka i przynosi ze sobą zarazę, która sprawia, że mężczyźni stopniowo przemieniają się w morskie potwory. W dokach, pośród pijanych marynarzy i kobiet lekkich obyczajów, zalęga się pradawne zło, które nadciąga od morza. Czy tytułowa Jenny Finn ma z nim coś wspólnego? Czy grupie wywołującej duchy uda się poznać prawdę, kryjącą się za tajemniczymi zgonami?

Cztery zeszyty to niewiele, by opowiedzieć skomplikowaną historię. Być może dlatego Mike Mignola i Troy Nixey nie próbują. Skupiają się na budowaniu wyjątkowego klimatu i powoli pchają swoją opowieść do przodu. “Jenny Finn” to komiks, który ma prostą fabułę, ale za to potrafi uwieść czytelnika atmosferą i stroną wizualną. Wiktoriański Londyn, tajemnicze zamaskowane postacie, potworna zaraza zmieniająca ludzi w rybo-podobne mostra, a pośród tego wszystkiego mała dziewczynka - miejsce akcji i bohaterowie dramatu skutecznie przyciągają do opowieści i pozwalają się zanurzyć w tajemniczym, nieco niepokojącym klimacie.

Duża w tym zasługa również rysunków Nixeya, który jest fanem zarówno wiktoriańskich klimatów, jak i mitologii Lovecrafta, czego “Jenny Finn” (podobnie jak “Batman. Zagłada Gotham”) stanowi doskonały przykład. Kto lubi zaglądać za kulisy, ten w albumie znajdzie ponad trzydzieści stron dodatków, szkice Nixeya i jego wspomnienia na temat współpracy z Mignolą i klarowania się pomysłu na serię. “Jenny Finn” to pozycja obowiązkowa dla komplecistów prac Mignoli, jednak dla wszystkich innych - zaledwie ciekawostka, która szybko ulatuje z głowy po lekturze. Pod względem edytorskim polskie wydanie pasuje do albumów o Hellboyu, BBPO, Abie Sapienie czy Homarze Johnsonie - choć nie jest częścią uniwersum Piekielnego Chłopca, to na półce będzie się dobrze prezentować obok innych komiksów Mignoli od Egmontu.

6/10

Brak komentarzy: