> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 12 czerwca 2024

Ultimate X-Men, tom 7 - recenzja

Kolejny tom "Ultimate X-Men", kolejny scenarzysta przejmuje odmłodzonych mutantów Marvela. Miejsce Briana K. Vaughana miał zająć Bryan Singer, reżyser filmowy uwielbiany w latach dwutysięcznych za udane przeniesienie przygód dzieci atomu na duże ekrany. Tyle że po raz kolejny coś się nie spięło, dlatego jego miejsce zajął Robert Kirkman.




Twórca "The Walking Dead" początkowo miał przejąć tytuł tylko na dziewięć zeszytów. Został na dłużej, a Singer ostatecznie nigdy nie zaczął pisać historii o mutantach. Kirkman uważał, że świat Ultimate daje o wiele więcej możliwości, niż tylko przedstawienie co miesiąc kolejnej znanej postaci w nowym wydaniu. Dlatego postanowił skupiać się także na oryginalnych bohaterach. W teorii brzmi to zacnie, w praktyce wyszło tak sobie.

Po pierwsze — podczas lektury czuć, że Kirkman miał pierwotnie objąć tytuł tylko na chwilę. Szczególnie pierwsze historie mają charakter fillera — niezobowiązującej opowiastki, bez większego znaczenia dla dalszych przygód drużyny. Ot, X-Men spędzają wieczór w podgrupach. Mogłoby to wypaść przyjemnie, ale Kirkman nie do końca czuje postaci. Szczególnie kiepsko wypada wątek samotności Nightcrawlera, jego patologicznego przywiązania do Dazzler, rannej po potyczce z Lady Deathstrike oraz homofobii okazywanej Colossusowi.

Sytuacji nie ratuje także oryginalna postać Kirkmana, czyli Magician — pewny siebie nastolatek o niesprecyzowanych możliwościach naginania rzeczywistości. W jego historii był potencjał, ale scenarzysta jakby nie znalazł czasu, by go odpowiednio rozwinąć i przedstawić. Dostajemy więc nijakie czytadło. Boli też, że praca grupowa X-Men często ogranicza się do wspólnego okrzyku "Rozwalmy to".

Ciekawie wypada Charles Xavier, który nigdy nie był pedagogiem roku. Tutaj Kirkman wskazuje na jego nie do końca oczywiste uczucia względem jednej z uczennic. Także jego propozycja, by Jean Grey spotkała się z przedstawicielami kościoła Shi'ar, wypada mało etycznie. Ponownie — super byłoby w końcu zobaczyć, że facet, którego często prezentowano za wzór wychowawcy, w rzeczywistości nie do końca nadaje się do tej roboty. Tutaj wątek ten wydaje się jednak wypadkiem przy pracy.

Siódmy tom "Ultimate X-Men" to trochę zapchajdziura, niezobowiązujące opowiastki, które miały zabić czas między jednym scenarzystą a drugim. Pisanie Kirkmana, przecież bardzo dobrego scenarzysty, wydaje się tutaj jakby na pół gwizdka. Dostał zlecenie, odbębnił, po co dalej drążyć temat. Tylko dla największych fanów mutantów.

5/10


Seria "Ultimate X-Men" ukazuje się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.

Brak komentarzy: