> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 5 maja 2025

Thor, tom 3 [Donny Cates] - recenzja

Ostatni album o przygodach gromowładnego syna Odyna jest zarazem zwieńczeniem runu Donny'ego Catesa oraz jego kontynuacją autorstwa Torunn Grønbekk. Wielokrotnie powtarzałem, że bardzo lubię podejście pierwszego z wymienionych do świata Marvela. Zawsze wydawał mi się on fanem, który bierze z uniwersum jak najwięcej, by z jednej strony dać nam historię zakorzenioną w mitologii danej postaci, a z drugiej doprawić ją gościnnymi występami. Tak było z jego "Thanosem", "Strażnikami Galaktyki" i "Venomem". W wypadku ostatniego tomu "Thora" mam pewien problem. Wydaje mi się, że Catesowi po raz pierwszy zaczęła się rozłazić wielowątkowa konstrukcja. Z kolei jego następczyni starała się zaproponować swoją wersję tej narracji — i nie do końca jej to wyszło.



Bolączki Catesa wynikają z faktu powiązania przygód Thora z innymi tytułami pisanymi przez scenarzystę - "Hulkiem" i "Venomem". Zaskakujące, jak nieczytelnie wypadają jego dwa zeszyty — jakby wyciągnięte z innej historii. Część wątków nie znajduj tutaj zresztą rozwiązania. To przyjdzie być może w kolejnych przygodach Eddie'ego Brocka.

Lwia część trzeciego tomu zajmuje historia autorstwa Grønbekk. Czego tutaj nie ma! Thanos, Doktor Doom, Hela — a nie są to nawet wszystkie zagrożenia, którym stawi czoło Odinson. Akcja będzie się rozgrywała jednocześnie w teraźniejszości, przyszłości i przeszłości. Pojawią się postaci, które już jakiś czas temu zakończyły żywot oraz nowe, których czas ma dopiero nadejść. Wszystko to wkomponowane w odwieczne konflikty Thora — skomplikowane relacje rodzinne oraz pytanie "czy jest godzien".

Niestety, lektura głównej historii mi się dłużyła. Czułem, że kolejne wątki i przeskoki czasowe nie spinają się ze sobą do końca, a w coraz to nowych zwrotach akcji gubiło się sedno opowieści. Niby atrakcje goniła atrakcje, ale całość coraz mniej składała się w spójną fabułę, zamiast tego proponując zagubienie. Szkoda, bo w tym wszystkim niknęły najciekawsze wątki — konflikt Doktora Dooma z Helą oraz relacja Thora z duszą Odyna zaklętą w Mjolnirze.

Mam mieszane uczucia wobec szaty graficznej. Nie chodzi mi o to, że jest ona zła. Jednak także w tej kwestii mam przesyt i poczucie niedopasowania. Style trzech artystów średnio się uzupełniały i zamiast pomóc odnaleźć się w historii, jeszcze mocniej potęgowały przebodźcowanie. Natomiast prace Salvadora Larrocy, który narysował historię Catesa, są po prostu kiepskie.

Oczywiście sednem oceny tego tomu są oczekiwania. Te mam wobec Catesa zawsze bardzo wysokie. To jego pierwszy komiks, który mnie w jakiś sposób zawiódł. Nie zmienia to faktu, że po kolejne tomy jego autorstwa sięgnę z zainteresowaniem. Natomiast Grønbekk chyba podziękuję.

5/10

Autor recenzji: Psaj

Brak komentarzy: