Ten dzień nie zaczął się dobrze. Wstałem na ogromnym kacu i rzeczywistość trafiła mnie potężnym prawym prostym pomiędzy spuchnięte oczęta - trzeba posprzątać po imprezie. Wszamałem na szybko jakieś śniadanie i ogarnąłem bałagan. O godzinie pierwszej doczołgałem się do przystanku i, z wodą mineralną pod pachą, ruszyłem ku centrum miasta niebiesko-białym autobusem. Pochodziłem po kilku księgarniach szukając podręcznika do historii, który chyba nie istnieje (tą odważną tezę popieram faktem, że nigdzie go nie mają). Wstąpiłem na chwilę do Fankomiksu i oszalałem. A potem kupiłem komplet:
Dziwnym nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz