> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 6 marca 2012

252 - Akta Dresdena. Pełnia Księżyca.

Pełnia, brutalne morderstwa, odciski łap na miejscu zbrodni. I różne ślady zębów. Nie trzeba być Philipem Marlowem by odgadnąć, że po współczesnym Chicago włóczy się wataha wygłodniałych wilkołaków. A ich tropem podąża Harry Dresden, mag-detektyw do wynajęcia. By jednak nie było zbyt łatwo, Harrego ściga policja, FBI i dwa konkurujące ze sobą gangi. Przez fabułę przewija się również kilka nagich kobiet i kościotrup erotoman (na szczęście, nie w tych samych scenach). Podobnie jak w pierwszym tomie zatytułowanym Front Burzowy [recenzja], tak i tu, nie można narzekać na nudę i brak ciekawych pomysłów.


Jim Butcher pokazuje, że pomysłów mu nie brak. Z przyjemnością pakuje swojego bohatera w coraz to większe tarapaty i wyciąga go z nich z zaskakującą gracją. Śledztwo z każdym kolejnym rozdziałem bardziej się komplikuje. Przybywa tajemniczych postaci i nowych zagrożeń. Autor jednak zna się na swojej robocie i w finale wszystko ładnie i logicznie łączy. Nie można mówić o tym, by jakieś wątki zostały zapomniane a tajemnice niewyjaśnione. Chyba, że umyślnie – pojawia się bowiem w powieści kilka zdawkowych informacji, które zostaną rozwinięte dopiero w kolejnych tomach. Dowiadujemy się trochę więcej o przeszłości Dresdena, jednak są to szczątkowe i enigmatyczne informacje, które nic nie wyjaśniają, a tylko pogłębiają naszą ciekawość.

Styl jest lekki i przyjemny, dzięki czemu szybko przewracamy kolejne strony. Humor znany z poprzedniej części powraca, choć w mniejszym natężeniu. Komentarze głównego bohatera (i zarazem narratora książki) znów są trafne, niezwykle ironiczne i bardzo zabawne. Autor co jakiś czas zapewnia nam konkretny twist fabularny, co nie pozwala oderwać się od lektury. Akcja praktycznie nie zwalnia ani na moment, tempo wydarzeń jest naprawdę niesamowite. Oczywiście, książka ma dostarczyć świetnej zabawy i z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Wydawać by się mogło, że po zakończeniu czytania spokojnie odłożymy książkę na półkę. Nic z tego! W Pełni Księżyca pojawia się kilka sugestii, które nie dają mi spokoju i sprawiają, że nie mogę doczekać się kolejnych tomów. Być może dlatego, że sprawy z obu tomów łączy wspólny antagonista. Wróg, którego wciąż nie znamy, który dalej skrywa się w cieniu i planuje kolejne morderstwa.

Tym optymistycznym akcentem chciałbym zakończyć niniejszą recenzję. Jimowi Butcherowi po raz kolejny udało się w sprawny sposób połączyć kryminał ze światem pełnym magii. Bohaterowie nie są papierowi i dają się lubić (lub nie, zależnie od intencji autora i strony, po której stoją). Co prawda, niektóre zachowania Murphy mocno mnie irytowały (zna Dresdena od lat, który pomógł i uratował ją x milionów razy, a ciągle podejrzewa go o powiązania z „tymi złymi”, ech…), a sam Dresden mógłby się tak nad sobą nie użalać. Mimo to, całym sercem polecam Pełnię Księżyca. Najpierw jednak sięgnijcie po Front Burzowy, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście. Zróbcie to, a potem wypatrujcie z niecierpliwością kolejnych tomów, tak jak ja. Co tu dużo mówić – cykl Akta Dresdena staje się powoli moim ulubionym. A Jimowi Butcherowi daję duży kredyt zaufania i trafia do mojego TOP5 ulubionych zagranicznych autorów, obok Terry’ego Pratchetta, Stephena Kinga, Raymonda Chandlera i Petera V. Bretta. Mam nadzieję, że umocni swoją pozycję kolejnymi tomami Akt Dresdena, które będą równie świetne, co dwa pierwsze.

Recenzja ukazała się pierwotnie  na Valkirii.

Brak komentarzy: