> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 16 stycznia 2015

478 - Filmowe rozczarowania 2014

Początek roku sprzyja wszelakim podsumowaniom minionych 12 miesięcy. Najchętniej wspominamy oczywiście chwile przyjemne, robimy zestawienia pozycji, których czytanie, oglądanie lub ogrywanie sprawiło nam przyjemność, które zapadły nam pozytywnie w pamięć. W życiu każdego pochłaniacza popkultury zdarzają się też rozczarowania – książka może być pozbawiona ciekawych pomysłów, film słabo zrealizowany, a gra pełna bugów.



Transformers: Wiek zagładyMichael Bay zabił kino. Pierwsza część Transformers była ciekawym reprezentantem Kina Nowszej Przygody, zgrabnie łączącym humor i akcję w sensownie wyważonych proporcjach. W czwartej odsłonie serii twórcy przechodzą samych siebie – niemiłosiernie rozciągnięte widowisko (165 minut!) męczy i raz za razem zaskakuje głupotą. Bohaterowie zachowują się po prostu bezsensownie, reżyser nie potrafi zbudować dramaturgii – sceny akcji ogląda się bez emocji, napięcia, ekscytacji, a że nie ma tu wiele poza akcją, jest po prostu nudno. Poprzez nagromadzenie product placement film momentami bardziej przypomina reklamę, niż pełnoprawną, fabularną produkcję.

Obrońcy skarbów – Choć Clooney był najsłabszym Batmanem w historii, to jednak zarówno role w filmach braci Coen, jak i jego reżyserskie dokonania (na czele z Niebezpiecznym umysłem do scenariusza Kaufmana) sprawiły, że na Obrońców czekałem. Zwłaszcza, że mogło z tego wyjść doskonałe kino przygodowe – fabuła obiecywała połączenie Indiany Jonesa i Parszywej dwunastki. Zamiast tego jest mdło, nijako, a galeria charakterystycznych postaci w międzyczasie zmieniła się w bandę stereotypowych nudziarzy. Clooney podlał całość obrzydliwą ilością patosu, który tylko uwypukla fabularne mielizny.


Wkrótce na blogu rankingi: najlepszych filmów roku, najlepszych komiksów i adaptacji komiksowych. Bądźcie czujni! 

Sprawdźcie też:
- nowy program na YouTube
- luźną recenzję trzeciego Hobbita
- życiowo-twórczo-blogowe podsumowanie 2014

5 komentarzy:

Patryk pisze...

Z listy widziałem tylko "Duże złe wilki" i też nie byłem zachwycony. No i mnie ten humor właśnie wkurwiał. Za dużo było tych uśmieszków i mrugnięć w kierunku widza. Już w końcu nie wiedziałem czy się nabijają czy nie.

Daniel Muszyński pisze...

Na tym blogu jeszcze nie miałem okazji, żeby się z kimś nie zgadzać, więc nadrobię zaległości :)

Wiek zagłady rządzi. Michael idzie na całość. A jak wszyscy, dzięki wizjonerstwu Josepha Kahna, dobrze wiemy, product placement jest czymś zajebistym.

http://youtu.be/X1YV2T-4wgs

Need for Speed jest ok. Michael Keaton jest spoko, a klasycznie zrobione kraksy i pościgi rekompensują ogólną disnejowskość.

Expendables 3 też jest ok. (Mówię to jako antyfan serii.) Oni tam nigdy nie potrafili w pełni wykorzystać obsady i zawsze było wrażenie, że kogoś jest za mało albo został zmarnowany, wiec to nic nowego. I tak zawsze Statham dostaje najfajniejszą akcje. Snipes i Gibson wypadli bardzo dobrze i końcowa rozwałka była zabawna.

Jan Sławiński pisze...

Bay idzie na całość i co z tego wynika? Ani ta akcja ekscytująca, ani trzymająca w napięciu, ani nawet pomysłowa. Nudy i brak dramaturgii (chociażby w tej scenie "na linach"), lubię Wahlberga, ale tu jest całkowicie źle obsadzony.

Expendables 3 jest ok, ale jednak oczekiwałem czegoś innego - więcej w recenzji:

http://mnichhistorii.blogspot.com/2014/08/443-expendables-3-kabaret-starszych.html

Daniel Muszyński pisze...

No to się nie zgodzimy :) Moim zdaniem Wahlberg to zdecydowany postęp w stosunku do LaBufa. A Lockdown to ulubiona CGI-owa postać roku - lepszy od Groota i Rocket Raccoona, lepszy od Serkisa z Planety małp. A co do ekscytujących scena akcji, to IMO Bay jest pod tym względem, jak i pod innymi, niedoceniany. Wśród reżyserów pracujących na takim budżecie i kręcących takie filmy, to on jest może jedynym, który potrafi je w miarę kompetentnie robić.

Mi się wydaje, że ta końcowa rozwałka dostarczyła wszystkiego co było w poprzednich częściach z nawiązką: i głupich tekstów, i postaci, i wystrzelonej amunicji itd. Ogólnie to i tak jest miałki film, tak jak i dwa poprzednie, ale nie odstaje od nich poziomem.

Jan Sławiński pisze...

Gusta, guściki :)

Może Wahlberg to i postęp, ale według mnie to wciąż chybiony casting i źle napisana postać.

Finałowa rozwałka ze starą gwardią podniosła w mych oczach ocenę całości.