Z serią "Myszka Miki" mam jeden problem. Przedstawione w niej historie są często powierzchowne. Wydają się wręcz pretekstem, by narysować bohaterów Disneya w kolejnych konwencjach – od opowieści z dreszczykiem po fantastyczny świat w chmurach. Twórcy tomu "Miki kontra Przymierze Złoczyńców" zadbali jednak o to, by nikt nie zatracił charakteru oryginału z filmów i komiksów. Historia w świecie przyszłości czerpie garściami z poprzednich fabuł o mieszkańcach Myszogrodu i Kaczogrodu.
Akcja ma miejsce w futurystycznym mieście, w którym "jutro jest dziś". Samochody latają, międzygwiezdne podróże są na wyciągnięcie ręki, ale jedno się nie zmieniło – Miki jest wciąż najlepszym stróżem prawa w okolicy. Spotykamy go, gdy niweczy kolejny plan Fantomena. A może jednak pomaga go zrealizować...? Okazuje się, że złoczyńca zamierza uwolnić z gwiezdnego więzienia innych antagonistów, by zawiązać z nimi tytułowe Przymierze. Jak może odpowiedzieć Miki? Tylko w jeden sposób – zwołując własną drużynę.
Scenarzysta Nicolas Pothier stawia sobie za cel, by przedstawić jak najwięcej postaci Disneya w nowym opakowaniu. Udaje mu się to – znajduje miejsce nawet dla znanego z "Gigantów" kosmity Ele-Mele. Szkoda, że nie na wszystkich starcza pomysłów. Na przykład Goofy znika gdzieś w połowie historii. Niemniej, zachowane są charaktery każdego z występujących. Szczególnie zabawnie wypada kaczor Donald, który jak zawsze stara wymigać się od pracy i niebezpieczeństwa.
Sama historia pozostaje błaha, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Daje pretekst do zabawnych interakcji między bohaterami oraz wprowadzania kolejnych atrakcji. Wszystkie są opatrzone kreską Johana Pileta, z jednej strony przywołującą na myśl retro komiksy o świecie przyszłości, z drugiej dynamiczną i cieszącą czytelnika. Chociaż przyznam, że na początku było mi trudno przyzwyczaić się do Mikiego pozbawionego wielkich oczu. Szkoda też, że w przeciwieństwie do na przykład "Strasznej wyspy" zabrakło rysunkowych gagów.
"Przymierze Złoczyńców" bawi warstwą graficzną, a niektóre dowcipy słowne, choć głupiutkie, potrafią naprawdę rozśmieszyć. Lektura mija bardzo szybko i wydaje się skierowana głównie do młodszych fanów Disneya, ale ci starsi także mogą z niej czerpać sporo przyjemności.
7/10
Autor recenzji: Psaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz