> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Relacja: 16. Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu

Kilkudniowe odwiedziny w Zwierzyńcu, gdzie w tym roku odbyła się już 16. Letnia Akademia Filmowa, to nie tylko świetna okazja, by nadrobić filmowe zaległości, ale również by solidnie odpocząć na łonie natury i poznać mnóstwo wspaniałych ludzi.



LAF jest po prawdzie mało festiwalowy. Większość seansów odbywa się w niecodziennych warunkach - a to na sali gimnastycznej, a to w bibliotece, a to w browarze nocą. I choć można narzekać na gorszą jakość dźwięku niż w szczelnie zamkniętym multipleksie, to zdecydowanie nie można odmówić zwierzynieckim projekcjom mnóstwo uroku, swojskości i kameralnej atmosfery.

Również bogaty repertuar i dobór tytułów pozwala w spokoju nadrobić zaległości. W Zwierzyńcu zetkniemy się raczej z filmami, które były już w kinach, bądź które mieliśmy okazję zobaczyć wcześniej na Nowych Horyzontach albo festiwalu Dwa Brzegi. Z tego też powodu nie trzeba walczyć o miejsca ani godzinami czekać w kolejkach do sal projekcyjnych. Choć dla wielu "zwierzaków filmowych" brak nowości, prapremier i elektryzujących tytułów będzie minusem, tak innym (w tym mnie) pozwoli na bezstresowe przeglądanie repertuaru i podporządkowanie seansów filmowych normalnej życiowej aktywności, a nie na odwrót (jak to ma miejsce często na innych festiwalach).

Mimo że często zamiast kolejnego filmowego seansu wybierałem odpoczynek nad jeziorem w gronie znajomych, to i tak udało mi się w Zwierzyńcu zobaczyć 22 filmy. O części z nich w ogóle wcześniej nie słyszałem (niezłe, nawet mimo przegiętej drugiej połowy, Oddychaj i Wilkołacze sny, z których można było wycisnąć o wiele więcej), część okazała się niestrawna (Violet, Listy od nieznajomego i najnowszy, obrzydliwie ckliwy Miyazaki), a część była przyjemnym zaskoczeniem (minimalistyczna, świetnie opowiedziana obrazem Wyspa kukurydzy czy przejmujące Mandarynki). Najlepszym filmem 16. Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu bezsprzecznie ogłaszam horror Coś za mną chodzi, doskonale zrealizowany (zaskakujące zdjęcia!) i ujmujący prostotą wyjściowego pomysłu.


W Zwierzyńcu odbywał się również Ogólnopolski Konkurs Prelegentów Filmowych. Bardzo podobał mi się werdykt jury, by pierwszą nagrodę przyznać Kai Łuczyńskiej (która również zdobyła nagrodę publiczności, gratz!), natomiast bardzo nie podobało mi się przemówienie jednego z członków jury o jakości tegorocznych wystąpień. Ja wszystko rozumiem, że mogło być gorzej, niż w poprzednich latach, że prelegenci nie przygotowali się wystarczająco i nie dali z siebie wszystkiego, ja to wszystko rozumiem, ale czy naprawdę nie można było przekazać swych uwag w bardziej przystępny sposób i ubrać ich w przyjaźniejsze słowa? Był to wywód tyleż męczący, co w gruncie rzeczy niepotrzebny i w założeniach nieprzyjemny, a przez ton, w jakim został wygłoszony nabierający również znamion pretensjonalności. Stojący na środku sali prelegenci, słuchający tej jakże niepotrzebnie złośliwej reprymendy, musieli czuć się okropnie, a publiczność była zwyczajnie znudzona. Ziewałem ostentacyjnie i komentowałem wszystko teatralnym szeptem, jednak upojony własnym głosem juror zdawał się nie zwracać uwagi na me subtelne sygnały. A szkoda.

Najważniejszym gościem 16. Letniej Akademii Filmowej był sam Aleksander Sokurow. Rosyjski mistrz zapowiadał swoje filmy podczas poświęconej mu retrospektywy. W kinie Skarb (jedynym "prawdziwym z natury" kinie w Zwierzyńcu) odbył się również masterclass, podczas którego publiczność mogła zadawać reżyserowi pytania. Z mojej perspektywy była to niestety strata czasu. Pytania były absurdalne: od okropnie długiej i nudnej opowieści pt. "kiedy i gdzie obejrzałem taki i siaki film Mistrza" przetykanej wywołującymi u mnie odruch wymiotny ciągłymi zapewnieniami o bezgranicznej miłości do Sokurowa i jego dzieł, po odczyt wiersza inspirowanego jego filmami. Również odpowiedzi mocno krążyły wokół tematu i nigdy nie były udzielone wprost.

Pięć dni w Zwierzyńcu to najlepsze wakacje, na jakich byłem od czterech lat. Dużo interesującego kina (choć trzeba przyznać, że nie wszystko trafiło w mój gust), niepowtarzalna atmosfera (filmy w salach gimnastycznych i projekcje nocne na świeżym powietrzu!), malownicze tereny (staw Echo!), dobre lokalne piwo i przede wszystkim mnóstwo świetnych ludzi (nawet, jeśli niektórym przeszkadzała moja waga i nie doceniali jak dobrze stoję) - to wszystko sprawia, że chętnie odwiedzę Zwierzyniec w przyszłym roku. Mam tylko nadzieję, że gdy przypadkiem jakiś film zatnie się w połowie, to nikt nie zacznie śpiewać, by umilić widzom czas... Serio, droga wolontariuszko, śpiewy były okropne.


Ostatnio na blogu:

2 komentarze:

nomada pisze...

"Listy od nieznajomego" to bardzo dobry film moim zdaniem; a komentarz jurora był bardzo interesujący: przypominał w sposób rzeczowy i uporządkowany, czym powinno się charakteryzować sensowne wprowadzenie do filmu.

Ola pisze...

Oczywiście, że Laf to najlepsze wakacje jakie mogą być. :)