> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 22 stycznia 2016

Rozmowy na dwie głowy: Luther S04 - zbędny powrót

Przełom starego i nowego roku stał pod znakiem powrotów współczesnych ikon brytyjskiej telewizji. Sherlock Holmes zagościł na małym i dużym ekranie w specjalnym odcinku, natomiast John Luther wrócił, by poprowadzić kolejne śledztwo – jak mu się to udało, sprawdzają Jan Sławiński i Mateusz Piesowicz. Uwaga: spoilery!


 
Jan: Debiutujący na antenie BBC One w 2010 roku Luther uwiódł widzów kreacją mrocznego świata i niejednoznacznego bohatera. Tytułowy gliniarz to słusznych rozmiarów Murzyn o ciężkich pięściach, który nie boi się przekroczyć żadnej granicy, by tylko doprowadzić śledztwo do końca. Mocno zakorzeniony w tradycji czarnego kryminału (konstrukcja świata i bohatera same nasuwają te skojarzenia), jak i brytyjskiej klasyki (Neil Cross, twórca serialu, jak sam twierdzi, stworzył „Sherlocka Holmesa skażonego współczesnością”). Luther oferuje widzom ciekawego bohatera uwikłanego w niejednoznaczne relacje z morderczynią, wywołującą obrzydzenie brutalność londyńskich ulic i przemyślane intrygi kryminalne.

Mateusz: Jak napisałeś, Luther w momencie swojej premiery był prawdziwym objawieniem – wtedy telewizja nie była jeszcze pełna niejednoznacznych moralnie (anty)bohaterów, którzy często stawali ponad prawem, by doprowadzić sprawy do końca. Serial Neila Crossa oferował nowe podejście nie tylko do głównego bohatera, ale również konstrukcji serialu, który wymykał się ramom typowego policyjnego proceduralu. To nie były proste scenariusze typu morderstwo – dochodzenie – rozwiązanie. Poznanie tożsamości zabójców nie stanowiło najważniejszego celu. Bardziej niż „kto”, liczyło się tu pytanie „dlaczego”, a portrety psychologiczne czarnych charakterów były dopracowane w najmniejszych szczegółach. Podobnie zresztą, jak sam John Luther, brawurowo zagrany przez Idrisa Elbę, który stał się wzorem do naśladowania dla twórców seriali (nie tylko kryminalnych!) na najbliższych kilka lat.

2
Luther (2010–2015, Neil Cross)

J: Luther przyniósł Elbie światową sławę i otworzył mu drzwi do międzynarodowych projektów oraz blockbusterów. Serial zaś stał się popkulturowym fenomenem, który zaczęła obrastać sieć paratekstów. Cross napisał powieść Luther. Odcinek zero opowiadającą o wydarzeniach sprzed pierwszej serii, trwają również prace nad rosyjskim i amerykańskim formatem. Po zakończeniu trzeciego sezonu Internet obiegła informacja o planowanym filmie kinowym. Z planów nic nie wyszło, ale w zamian dostaliśmy dwa nowe odcinki serialu. Co się zmieniło, w którą stronę poszli twórcy serialu? Czego możemy oczekiwać po nowym Lutherze?

M: To były pytania, które przed premierą zadawali sobie fani na całym świecie, w tym również ja. Nie ukrywam, że powrót najmroczniejszego londyńskiego detektywa był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier ubiegłego roku i obiecywałem sobie po niej bardzo dużo. Zwłaszcza, że, jak słusznie zauważyłeś, coś się musiało zmienić, wszak od zakończenia trzeciego sezonu minęły ponad dwa lata, a w telewizji taki okres to wieczność. Oczekiwania miałem więc ogromne i z przykrością muszę stwierdzić, że większości z nich nie udało się twórcom spełnić. O szczegółach za chwilę, ale muszę wylać swój żal – nowy Luther po prostu mnie rozczarował.

J: Odczucia mam podobne. Trzy pierwsze sezony to ścisła czołówka moich ulubionych seriali, więc podobnie jak Ty wyczekiwałem powrotu Luthera z utęsknieniem. Po wydarzeniach z ostatniej serii Luther prowadzi spokojne, niemal pustelnicze życie z dala od miejskiego zgiełku. Jednak niespodziewane wieści o śmierci Alice Morgan i kanibal grasujący na ulicach Londynu sprawią, że były policjant porzuci wygodny domek na klifie i ponownie założy garnitur z czerwonym krawatem oraz charakterystyczny płaszcz. Wracamy do dobrze znanej formy – aż do przesady. Motywy się powtarzają, a wątki są budowane podobnie, widzowi zaczyna doskwierać wtórność. Fabuła nie oferuje zbyt wielu zaskoczeń, zastąpienie Alice Morgan Megan Cantor wypada po prostu kiepsko, a całości brakuje nieustannego poczucia beznadziei, które było obecne w ostatnich sezonach i stanowiło ich wielki atut. Nowy Luther jest jak ulubione danie odgrzane w mikrofali – niby ciągle smakuje tak samo, ale trudno czerpać jednakową przyjemność z jedzenia.

3
Luther (2010–2015, Neil Cross)

M: Właściwie mógłbym się podpisać pod Twoimi słowami. Uczucie powtarzalności towarzyszyło mi przez cały seans nowego Luthera i niestety nie była to powtórka z rozrywki z gatunku tych smakowitych, jakie zaserwowały nam ostatnio choćby Gwiezdne Wojny. Poza tymi wadami, które wymieniłeś, zwróciłbym uwagę jeszcze na to, że po raz pierwszy w historii serii ekranowe wydarzenia nie wzbudziły we mnie absolutnie żadnych emocji. Morderca, choć oczywiście odpowiednio makabryczny, pozostawia zupełnie obojętnym – jedyną sceną z jego udziałem, która zapadła mi w pamięć, był dobrze skonstruowany prolog pierwszego odcinka. Potem jednak twórcy uciekli w drastyczność, jakby zapominając o tym, co wcześniej było siłą ich serialu. Precyzyjnie napisane czarne charaktery zastąpiono pewnie najbardziej obrzydliwym pomysłem, jaki wpadł Crossowi do głowy, po czym dodano do niego nieco trzeciorzędnej psychologii, która w żaden sposób nie uwiarygodnia tej postaci. To poczucie beznadziei, o którym wspomniałeś, nie ma tu prawa bytu, bo wszystko dzieje się zbyt szybko, a historia, która w poprzednich sezonach składała się z kilku warstw, tutaj jest po prostu płytka i sprawia wrażenie kopii pisanej na kolanie.

J: I na tym właściwie można by zakończyć naszą dyskusję. Czwarty sezon Luthera jest zwyczajnie niepotrzebny. Burzy dobre wrażenie, z jakim zostawił nas finał trzeciej serii, bohaterowie stoją w miejscu, intryga jest tania, zaś fabuła nie rozszerza przedstawionego świata. Domniemana śmierć Alice Morgan powinna potrząsnąć światem Luthera, zmienić go nie do poznania, pchnąć do gwałtownego działania. Bestia, która skrywa się w nim od samego początku i tylko raz na jakiś czas daje o sobie znać, tu powinna wreszcie pokazać się w pełnej krasie i siać zniszczenie. Trzy pierwsze sezony powoli i misternie budowały zawiłą relację między Alice a Johnem. Gliniarz i morderczyni, którzy stanowili dla siebie alter ego, wzajemnie się uzupełniali i darzyli toksycznym, ale jakże pięknym uczuciem. Nagle nić zostaje zerwana, w jednej chwili, bach, Alice nie żyje. Luther jest smutny i zły, ale na ekranie jakoś tego nie widać. Zabrakło mi wybrzmienia tego wątku, który gubi się w dziwacznej, jakby doklejonej na siłę, intrydze z Megan Cantor.

M: Wątek z Megan miał być niewątpliwie próbą wynagrodzenia widzom nieobecności Alice, ale zgadzam się, że wyszło to wyjątkowo nieporadnie. O ile można wybaczyć jej brak, bo grająca ją Ruth Wilson korzysta z popularności i jest zajęta innymi projektami, o tyle sposób wprowadzenia jej zastępstwa był fatalny i tylko zraził widzów do nowej bohaterki. Podobnie zresztą jak Neil Cross mocno obrzydził cały swój serial, dopisując do niego zupełnie zbędny rozdział i sprowadzając Luthera do poziomu zwykłego kryminału, jakich w dzisiejszej telewizji jest na pęczki. Wielka szkoda, ale nie zmienia to faktu, że trzy poprzednie sezony to w dalszym ciągu klasa sama w sobie, którą bardzo mocno polecamy nie tylko miłośnikom gatunku.

Mateusz Piesowicz, Jan Sławiński


Ostatnio na blogu:

Brak komentarzy: