Zbiorcze
wydanie Narodzin demona to trzy historie – Syn Demona, Narzeczona
Demona i opowieść tytułowa. Dwie pierwsze napisał Mike W. Barr i
zostały zilustrowane kolejno przez Jerry’ego Binghama i Toma Grindberga.
Ostatnia to zaś dzieło scenarzysty Dennisa O’Neila i rysownika Norma
Breyfogle’a. To bardzo specyficzny zbiór - trylogia, która pierwotnie
stanowiła trzy odrębne opowieści, niespójna fabularnie i nierówna
rysunkowo.
Pierwsze dwie historie pisane przez Barra to relikt lat 80. - tak w
warstwie fabularnej jak i graficznej. Batman nosi niebieski kostium i
rzuca żartami, fabuły koncentrują się wokół idiotycznych teorii
spiskowych o ekologicznym charakterze, historie się dłużą i są po brzegi
wypchane deklaratywnymi dialogami, które zamiast uzupełniać stronę
graficzną tylko ją powielają. Cały wątek miłosny między Mrocznym
Rycerzem a Talią Al-Ghul jest ledwo zarysowany, historia gna na łeb na
szyję - tania akcja jest tu ważniejsza niż dobrze nakreślone postacie,
ich motywacje i usprawiedliwione działania. Postaci tracą swój unikalny
charakter i zachowują się niezgodnie z własnym emploi, trudno odnaleźć
tu Batmana, jakiego znamy i kochamy. Odpychające rysunki, pstrokate i
jednocześnie "sprane" kolory, chaos na planszy to kolejne powody, które
sprawiają, że Syn Demona i Narodziny Demona to lektura
rozczarowująca również graficznie. Zero klimatu, zwyczajnie głupie
rozwiązania fabularne (nie pomaga nawet odczytanie campowe), wątki
potraktowane „po łebkach” i rysunki, które bardzo brzydko się zestarzały
przez ostatnie 30 lat, charakteryzują 2/3 albumu.
Na szczęście tytułowa historia, stworzona już w 1992 roku przez
legendarny duet twórców wypada o niebo korzystniej i podnosi ocenę
całego tomu. Narodziny Demona napisane przez O’Neila skupiają się na
genezie Ra’s Al-Ghula. To osadzona w okresie wypraw krzyżowych
zapierająca dech w piersi historia o namiętności, pożądaniu i zemście.
Batman schodzi tu na dalszy plan, zaś lwia część komiksu poświęcona jest
przeszłości Ra’sa, z której dowiemy się między innymi jak odkrył
pierwszą Jamę Łazarza i dlaczego przybrał imię Głowy Demona. To wreszcie
Batman, jakiego lubimy – skąpany w cieniu, cichy i skuteczny, budzący
strach w sercach przestępców - sprawiający wrażenie istoty z pogranicza
jawy i koszmaru. Również Ra’s staje się wreszcie pełnowymiarową, bogatą
postacią (trudno to o nim powiedzieć, czytając historie Barra). Świetnej
całości dopełnia piękna, malowana oprawa graficzna. Quasi-realistyczne
malunki Norma Breyfogle’a zachwycają rozmachem i dopracowaniem.
Zbiorcze wydanie Narodzin Demona ciężko ocenić, bo składają się nań
dwie średniej klasy historie i jedna bardzo dobra. Byłem bardzo ciekawe
tego zbioru, wszak „trylogia Demona” ma już status dzieła kultowego i
zbudowała podwaliny pod run Granta Morrisona. Tym większe spotkało mnie
rozczarowanie, gdy okazało się, że dwa pierwsze zamieszczone tu albumy
zostały solidnie nadgryzione zębem czasu – sensacyjne historie
przypominają podróbkę zimnowojennych przygód Bonda i ciężko dziś
traktować je poważnie. Na szczęście geneza Głowy Demona rekompensuje
wcześniejsze rozczarowania. Niech oceną całego zbioru będzie wynik
poniższego działania:
(2 x 5 + 8 ) / 3 = ?
(2 x 5 + 8 ) / 3 = ?
Ocena: 6/10
Ostatnio na blogu:
- Cyngiel śmierci - nowa powieść z Jamesem Bondem
- Parker: Jatka - czwarty tom rewelacyjnego komiksowego noir
- Malutki Lisek i Wielki Dzik - uroczy komiks dla najmłodszych
- Niezła draka, Drapak! - superhero dla dzieciaków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz