Chronologicznie
następująca po „Shazamie!” oraz rozgrywająca się między trzecim i
czwartym tomem „Ligi Sprawiedliwości”, „Amerykańska Liga
Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpieczni” przedstawia kulisy
formowania się nowej superbohaterskiej drużyny i buduje podwaliny pod
crossover „Wieczne zło”. Nowy Green Lantern, Vipe, Katana, Catwoman,
Marsjański Łowca Ludzi, Stargirl, Hawkman i Green Arrow – tak prezentuje
się skład, który ma w razie potrzeby stawić czoła Największym Ziemskim
Herosom. Realny plan czy pobożne życzenie amerykańskiego rządu?
Niewątpliwym plusem albumu pisanego przez Geoffa Johnsa (który wyrasta
na architekta New 52/Nowego DC Comics, maczając palce niemal w każdym
tytule i projektując crossovery) i wspomaganego przez Matta Kindta oraz
Jeffa Lemire’a (autora cudownych „Opowieści z Hrabstwa Essex”) jest
ukazanie w pełnym blasku herosów drugiego planu. Miło zobaczyć przygody
postaci, które dotychczas stały w cieniu swych bardziej popularnych
kolegów. Komiks drużynowy rządzi się jednak swoimi prawami – najwięcej
miejsca dostają i tak popularni już Marsjański Łowca Ludzi oraz
Catwoman, reszta jest jedynie dodatkiem, bardziej wyeksponowanym (Green
Arrow, Stargirl) lub mniej (cała reszta drużyny).
Fabuła nie grzeszy oryginalnością. Album otwiera długa ekspozycja
pokazująca formowanie się drużyny, po której następuje pretekstowo
umotywowana nawalanka z superłotrami, w tle mamy wielką tajemnicę, a
wszystko uzupełnia wymuszony element humorystyczny – ukwiecone
onelinerami dyskusje bohaterów. Najciekawiej prezentują się retrospekcje
ukazujące przeszłość Marsjańskiego Łowcy Ludzi. „Najbardziej
niebezpieczni” to typowy zapychacz, coś, co śmiało można potraktować
jako element promocyjny czwartego tomu „Ligi Sprawiedliwości”, w której
dojdzie do konfrontacji między trzema Ligami.
Warstwa graficzna jest zupełnie przeźroczysta przez fakt, że pracowało
nad nią aż dwudziestu czterech (24!) rysowników. Większość z nich nie
prezentuje niczego ciekawego, kopiując styl Jima Lee, będący od kilku
lat wyznacznikiem, jak mi się wydaje, „porządnej, amerykańskiej kreski”.
Oczy nie puchną od patrzenia, ale zachwycać się też nie ma czym.
„Najbardziej niebezpieczni” pozostawiają niedosyt. Powiedzmy sobie
szczerze: to średnia historia, pozbawiona krzty oryginalności, z
wymuszonym humorem i całą gamą niewykorzystanych postaci. Sprawdza się
jako wstęp do czwartego tomu „Ligi Sprawiedliwości”, po który sięgnę z
chęcią. Niniejszy album polecam natomiast wszystkim fanom seriali „Arrow” i „The Flash” ze stacji CW – znajdą oni tu mnóstwo znajomych
postaci, m.in. Firestorma, Cisco Ramona, czy (nową wersję) Atoma.
Ocena: 5/10
Ostatnio na blogu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz