Slow
West realizuje innowacyjną formułę, która oczarowuje widza z jednej strony
swoją niedorzecznością, a z drugiej kolorytem. Proponuje uniwersalną historię,
która dzięki użyciu krzykliwych środków filmowego wyrazu bez trudu zjednuje
sobie odbiorców. Trup jeszcze nigdy nie zaściełał tak feerycznego, spokojnego i
powolnego Zachodu.
Tym
bardziej doceniona powinna zostać najnowsza propozycja debiutanta Johna
Macleana Slow West. Ucieleśnia ona
świeżość w podejściu do realizacji gatunku tak wyeksploatowanego jak western.
Nie siląc się na indywidualizm, reżyser garściami czerpie z dorobku wielkich
twórców, budując z tych elementów własną, oryginalną układankę. Bez trudu
odnajdziemy w jego filmie inspiracje dziełami Wesa Andersona czy wspomnianym
już Django. Maclean zderza cukierkowe
kadry z kałużami krwi, baśniowe krajobrazy z dynamiczną strzelaniną, a pstrokatą
scenografię z rozciągniętymi na ziemi zwłokami. Obserwując cały ten galimatias,
łatwo zrozumieć, dlaczego tym razem Zachód zasłużył sobie na miano dzikiego.
Za
wszystkim stoi młoda uciekinierka ze Szkocji, którą do Ameryki zapędził wyrok
wiszący jej nad głową. W ślad za nią podąży nie tylko zakochany w niej po uszy
Jay (Kodi Smit-McPhee), ale i stado szakali w postaci łowców nagród. Jeden z
nich, tajemniczy Silas (Michael Fassbender) zaproponuje Jayowi ochronę, widząc
we wspólnej wędrówce szansę na zwycięstwo w wyścigu po głowę młodocianej
przestępczyni. Relacje dwóch mężczyzn stają się główną osią filmu,
urzeczywistniając kontrastowe zestawienie romantycznego idealisty z gorzkim
nihilistą. Wraz z pokonywanymi ramię w ramię milami bohaterowie coraz bardziej
wpływają na siebie nawzajem, co prowadzi do stopniowej przemiany ich obu.
Historia
opowiadana przez Macleana nie próbuje przekonać do siebie widza realizmem.
Przesiąknięta jest absurdem, ironicznym poczuciem humoru i groteskowymi
sytuacjami. Jako przykład wystarczy przywołać choćby scenę, w której dwaj
Indianie próbują ukraść konie głównych bohaterów. Trwa zaledwie kilkanaście
sekund i nie pada w niej ani jedno słowo, a zostawia nas z nieprzyzwoitym
uśmieszkiem na ustach. Aby podkreślić umowność fabuły, reżyser szyje film
grubymi nićmi. Operuje jaskrawymi barwami, miękkim światłem i przeestetyzowanymi
kadrami, a pomaga mu w tym autor zdjęć Robbie Ryan.
Rewolucyjna
forma filmu niesie ze sobą jednak pewne zagrożenia. Przez ten kolorowy las wije
się tyle atrakcyjnych ścieżek, że co mniej rozgarnięci mogą się w nim zgubić.
Wydaje się tu zawodzić między innymi prowadzenie aktorów, którzy grają w sposób
stonowany, dostrajając się jedynie do tej części wielowymiarowej konwencji,
której Slow West zawdzięcza swój
tytuł. Tymczasem w wielu momentach zachowanie bohaterów aż prosi się o
przerysowanie. Niejednokrotnie wypowiadane przez nich kwestie rażą
kiczowatością, ponieważ traktowane są zbyt poważnie.
Nie
oznacza to wcale, że western Macleana musimy przyswajać z przymrużeniem oka.
Śmiało możemy dać się porwać przygodzie, w której tradycyjnie zetkniemy się z
miłosnymi rozterkami, morderczymi konfliktami oraz złymi bandytami i dzielnymi
mężami. Pomoże nam w tym wspaniała, harmonijna muzyka Jeda Kurzela, która cały
czas pobrzękuje w tle, nie zwracając na siebie niepotrzebnej uwagi i wytrwale
budując nastrój. Nie bez znaczenia okażą się również zapierające dech w
piersiach krajobrazy Nowej Zelandii wcielającej się tym razem w Dziki Zachód.
W Slow West hipnotyczne ujęcia i subtelne dźwięki mieszają się z rozwibrowaną dramaturgią, niewinność spotyka się z rzeczywistością, a nastrojowym plenerom towarzyszą nagłe zgony. Trudno przewidzieć, co wydarzy się zaraz. Takiego wcielenia western jeszcze nie miał. Jeśli wizyty jego ducha w kinie mają tchnąć taką kreatywnością, niech nawiedza nas jak najczęściej.
7/10
Bartosz Błęka
5 komentarzy:
Dobre kino, zgadzam się z recenzentem :)
W imieniu recenzenta dziękuję i pozdrawiam!
Recenzent w swoim imieniu także dziękuje i także pozdrawia :)
długo polowałem na ten film, w końcu udało mi się zobaczyć, podobał mi się.
najbardziej chyba właśnie umowność świata przedstawionego, Nowa Zelandia udająca Dziki Zachód wypadła świetnie.
Bardzo dobra recenzja, zgadzam się z autorem. Ja z kolei zwróciłam uwagę na przerysowaną symbolikę (sól wysypana na otwartą ranę w tak tragicznym dla głównego bohatera momencie).
Prześlij komentarz