> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 6 kwietnia 2019

Podwodny spawacz [Jeff Lemire, KBOOM] - recenzja


W przedmowie do Podwodnego spawacza Damon Lindelof porównuje komiks Jeffa Lemiere'a do kultowej Strefy mroku. Antologia grozy liczy już cztery serialowe inkarnacje (1959-1964, 1985-1989, 2002-2003, najnowsza wersja, której gospodarzem jest Jordan Peele, zadebiutowała w amerykańskiej TV zaledwie kilka dni temu). Uzupełniają je dwa filmy kinowe (wśród twórców znaleźli się Steven Spielberg i George Miller), a także cała sieć rozbudowujących uniwersum paratekstów. Zderzenie normalnego z niesamowitym to zabieg, który wciąż ma potencjał na opowiadanie fascynujących historii z pogranicza grozy. Podwodny spawacz jest tego najlepszym przykładem.




Jack Joseph miesza w nadmorskim miasteczku z żoną i oczekuje narodzin pierwszego syna. Przyjście na świat potomka napawa go licznymi obawami. Ucieka w wir pracy na platformie wiertniczej, a w morskiej głębinie doświadcza czegoś, co wywraca jego racjonalny ogląd rzeczywistości do góry nogami. Wysłany na przymusowy urlop, ucieka z domu i ponownie nurkuje, by skonfrontować się z własnymi lękami, szukając odpowiedzi na dnie oceanu.

W Podwodnym spawaczu JeffLemire żeni opowieść obyczajową z sennym koszmarem. Historia dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych, które wzajemnie się przenikają i uzupełniają, a prezentowane co jakiś czas sceny retrospekcji powoli odkrywają przed nami skomplikowany charakter tytułowego spawacza. To opowieść o strachu, smutku i rodzinnych traumach, dawno rozdrapanych ranach, które nigdy się nie zagoiły. To też historia o zawiedzionych nadziejach, wypartych wspomnieniach, które wpływają na nasze teraźniejsze życie. By ułożyć swoje sprawy z żoną, Jack Joseph będzie musiał zanurkować we własną przeszłość i skonfrontować się z ojcem.


Lemire jest świetnym narratorem. Wie jak opowiadać zajmująco, by ani na chwilę nie stracić uwagi czytelnika i w którym momencie pokazać retrospekcję, by kolejne elementy układanki wskoczyły na właściwe miejsce. Potrafi wyważyć elementy obyczajowe i fantastyczne, by tworzyły naturalną mieszankę. Wie kiedy dać postaciom mówić, a kiedy pozwolić im milczeć i opowiadać historię samym obrazem. W parze z doskonale skonstruowanym scenariuszem idzie równie udana warstwa graficzna. Podział stron na kadry to wyższa szkoła jazdy, a ekspresyjne dwuplanszowe rozkładówki potrafią zaprzeć dech w piersi. Dzięki niezwykłej płynności w prezentowaniu następujących po sobie kadrów, scen i rozdziałów, strony Podwodnego spawacza przewracają się same – zatopiony w lekturze, ze zdziwieniem zauważyłem, że ta nagle dobiegła końca...

Najnowszy na polskim rynku komiks Jeffa Lemire'a wywarł na mnie ogromne wrażenie. Podczas lektury niemal słyszałem szum fal, śpiew morza i czułem na skórze słoną bryzę. Kibicowałem bohaterowi, wraz z nim schodząc na dno oceanu i konfrontując się z jego osobistymi lękami. Po zamknięciu komiksu, tytuł wydawnictwa KBOOM zostawił mnie z poczuciem dojmującego smutku i niepokoju. Podwodny spawacz to jeden z tych albumów, do których będę wracał myślami, nie tylko dlatego, że to świetnie opowiedziana i narysowana historia, ale również dlatego, że niektórych jej elementów po prostu nie uda mi się już wyrzucić z głowy.

9/10

Album Podwodny spawacz ukazał się nakładem wydawnictwa KBOOM.

Brak komentarzy: