> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 7 października 2020

Kaczogród. Tajemnica starego zamczyska i inne historie z lat 1947-1948 - recenzja

Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku za nami, czas na wcześniejszą dekadę. Kolejny tom zbierający prace Carla Barksa przedstawia szczególny okres z historii Kaczogrodu – dwie pierwsze historie z udziałem Sknerusa McKwacza. 



Dla wielbicieli kaczych opowieści będzie to wystarczający powód, by sięgnąć po „Lata 1947-1948”. Co ciekawe, debiutujący w historii „Wielka niedźwiedzica” najbogatszy kaczor na świecie znacząco różni się od sympatycznego skąpca, którego znamy z późniejszych komiksów i seriali animowanych. Najbliższy jest mu zgorzkniały starzec z ostatniego rozdziału „Życia i czasów Sknerusa McKwacza”, ewentualnie jego późniejszy rywal Granit Forsant. Wydaje się on w niej szczególnie antagonistycznie nastawiony do swojego siostrzeńca i trzech towarzyszących mu skautów. 

Druga historia z najbogatszym kaczorem, „Tajemnica starego zamczyska”, to już przygody, za które znamy i kochamy mieszkańców Kaczogrodu, czyli wyprawa po bogactwa. Sknerus jest w niej bliższy naszym oczekiwaniom, reszta również się zgadza: najwięcej oleju w głowie mają siostrzeńcy (jeden umysł w trzech ciałach), a absurdalność zwrotów akcji (maść na niewidzialność) przyprawia o ból głowy. 

Zbiór prac Barksa to jak zawsze duża porcja nostalgii, jednak znajdzie się w niej kilka fragmentów, które zestarzały się wyjątkowo źle. Tyczy się w szczególności historii „Afryka dzika” i sposobu przedstawienia tam mieszkańców tytułowego kontynentu oraz „Bezstresowe wychowanie”, które odpowiada na pytanie „czy bić dzieci”. 

Z drugiej strony jest „Na księżyc i z powrotem”, w której Barks wyobraża sobie wyprawę na srebrny glob. Wypada to wszystko uroczo, tym bardziej że historia powstała na kilkanaście lat przed pierwszymi podróżami w kosmos. Kaczory biegają więc po księżycu bez skafandrów (bo po co?), a w dodatku ziemski satelita okazuje się bogaty w naftę. Sympatyczna jest także historia „Na zakłady nie ma rady”, w której Donald musi wziąć odpowiedzialność za swoje głupie przechwałki. 

Tom „1947-1948” na pewno nie jest najlepszym wyborem na rozpoczęcie przygód ze Sknerusem i reszta jego rodziny. Rozwiązania fabularne, jak napisałem wyżej, często są dosyć nielogiczne lub kiepsko się zestarzały. Także różnica w poziomie rysunków jest widoczna gołym okiem – te z lat pięćdziesiątych są o wiele lepsze. Niemniej to wciąż kawał historii – dla wielbicieli Kaczogrodu lektura obowiązkowa. 

7/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: