Większość komiksów, które powstają na zamówienie państwowych instytucji i opowiadają o wielkich postaciach z historii naszego kraju, to bryki z życiorysów, które nie nadają się do czytania. Przypominają powierzchowny sprint przez najważniejsze fakty z życia, często bez próby opowiedzenia jakiejkolwiek fabuły. Odhaczanie kolejnych informacji z Wikipedii „pod tezę” skutkuje często zarżnięciem ciekawego tematu. Ponadto tego typu projekty niejednokrotnie zleca się osobom, które mają nikłe pojęcie o narracji komiksowej, opowiadaniu obrazem, budowaniu wiarygodnych postaci (słynne nazwisko nie wystarczy, by w komiksie bohater ożył) czy nawet następstwach przyczynowo-skutkowych poprawnej fabuły.
Dlatego też z pewną rezerwą sięgałem po album „Prószyński. Odwieczne pieśni” wydany przez Narodowe Centrum Kultury Filmowej w Łodzi. Jak się jednak okazało, scenarzysta Piotr Komorowski miał na ten komiks dość intrygujący pomysł, który wyróżnia go na tle innych historii biograficznych o Wielkich Polakach Zasłużonych dla Kraju.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi,a potem napięcie rośnie – jest rok 1908, płaskowyż tunguski zostaje zmieciony z powierzchni ziemi przez tajemniczą asteroidę. Cofamy się o dwa miesiące, by poznać Kazimierza Prószyńskiego - wynalazcę, bywalca salonów, dżentelmena. Człowieka pełnego pasji, oddanego nauce, będącego świadkiem zadziwiającego postępu technologicznego, który zmienia świat na jego oczach. Intryga szybko gęstnieje – Prószyński wikła się w sprawę kryminalną, a w jego życiu pojawia się tajemnicze stowarzyszenie, on sam zaś styka się z tym, czego nie sposób wyjaśnić rozumem.
Przyznam, że „Prószyński. Odwieczne pieśni” zaskoczył mnie fabułą, która miesza fikcję i wydarzenia historyczne. Spodziewałem się kolejnej nudnej biografii, a otrzymałem zaskakująco przyjemny komiks awanturniczy. Tajemnica i przygoda są tu równie ważne, co dokonania samego Prószyńskiego. To nie nowe, ale na polskim gruncie wciąż dość nietypowe podejście do opowiadania o narodowych bohaterach. Mieliśmy oczywiście „Pierwszą brygadę”, ale za granicą stworzono chociażby „Super Science Friends” w bardziej komediowym tonie, opowiedziano o Abrahamie Lincolnie jako łowcy wampirów, Eistein przenosił się w czasie, by zabić Hitlera (w „Command & Conquer: Red Alert”), warto też wspomnieć o Tesli z „Prestiżu” Nolana. Przykłady można mnożyć.
Komiks jest fachowo zilustrowany – zresztą Rafał Szłapa, odpowiadający za rysunki twórca „Blera” rzadko kiedy zawodzi. Sprawnie oddaje epokę, w której rozgrywa się akcja, ładnie równolegle montuje kadry (przygotowanie do spektaklu), kiedy trzeba zapewnia planszy odpowiednią dynamikę. Widać, że najlepiej bawi się tam, gdzie do historii wkradają się elementy nadprzyrodzone, a ten fun udziela się czytelnikowi.
Mimo że „Prószyńskiego” można traktować jak powiew świeżości wśród biograficznych komiksów, nie jest to album bez wad. „Odwieczne pieśni” pozostawiają niedosyt. To niespełna 40 stron, gdzie więcej jest tajemniczych wydarzeń, które mają rozpalić ciekawość, niż czegoś, o co faktycznie można się zaczepić. Akcja nagle się urywa i pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami o to, co, jak, kto i dlaczego. Tom drugi zaplanowano na jesień. Mam nadzieję, że udzieli on kilku odpowiedzi.
7/10
Album „Prószyński. Odwieczne pieśni” został wydany przez Narodowe Centrum Kultury Filmowej w Łodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz