W końcu doczekaliśmy się wielkiego finału runu Nicka Spencera w serii "Amazing Spider-Man". Scenarzysta zostawił nam na koniec zmagania bohatera z jego niemal wszystkimi klasycznymi przeciwnikami. Oto Doktor Octopus zbiera nową Złowieszczą Szóstkę, a Vulture Straszliwą Szóstkę. Celem obu grup jest Spider-Man, a do zabawy szybko dołączają także ekipy Beetle, Boomeranga, Foreignera i nie tylko. W dodatku nad wszystkim czuwają Kindred oraz Mephisto.
Kiedy Spider-Man mierzy się z ponad 40 złoczyńcami w jednej historii, to od razu włącza mi się czerwona lampka. Nie inaczej było w wypadku "Złowieszczej wojny". Niestety, obawy okazały się słuszne. Część historii, w której łotry próbują zabić Pajączka, to chaotyczna nawalanka bez ładu i składu. Równolegle Kindred odkrywa swoje karty, które już naprawdę nikogo nie obchodzą. Ponad cztery dekady po Hobgoblinie, a scenarzyści Spider-Mana wciąż zdają się nie wiedzieć, że rozciągnięta na lata tajemnica przestaje intrygować. Głównie irytuje.
Spencer podjął dosyć odważną decyzję, by w swoim runie odnieść się do szeregu źle przyjętych historii i je odczarować. W ostatnim tomie "Amazing Spider-Mana" wrócił do "Skradzionego życia" - durnowatej fabułki, w której pojawiły się roboty, podające się za rodziców Petera Parkera. W "Złowieszczej wojnie" z niebytu wyłaniają się "Sins Past", w której poznaliśmy Sarah i Gabriela, owoce romansu Normana Osborna z Gwen Stacy, oraz "One More Day", w której Pająk sprzedał Mephisto swoje małżeństwo za życie cioci May. Nad wszystkim unosi się natomiast duch, w wypadku akurat dobrej, opowieści J.M. DeMatteisa i Sala Buscemy o ostatnim pojedynku z Zielonym Goblinem w "The Spectacular Spider-Man".
Nagle okazuje się, że w centrum runu Spencera była relacja Petera z Harrym Osbornem. Jest to zaskakujące, bo chociaż dziedzic Goblina przewijał się w poprzednich zeszytach, nigdy nie znajdował się w centrum uwagi twórców. Jeśli już coś było wałkowane, to trudna więź Harry'ego z jego ojcem. Bez podbudowy finał nie ma swojego emocjonalnego ciężaru.
Boli to, tym bardziej że inne wątki zostają zepchnięte na bok. Np. przyjaźń Petera z Boomerangiem. Ta tutaj ma także swój finał — brutalny, ale też nagły i pospieszny. Jakby Specnerowi nie chciało się poświęcić więcej uwagi na podrzędnego złoczyńcę, z którego uczynił gwiazdę wśród złoli Marvela kategorii B. Boomerang (jako jedna z niewielu postaci w tym runie) przeszedł jakąś drogę, a historie z nim należały do najlepszych. Sposób, w jaki obszedł się z nim Specner, po prostu smuci. Tym bardziej że jego kosztem dostaliśmy powrót postaci, o których wszyscy już zapomnieli i na pewno za nimi nie tęsknili.
Ostatecznie run Spencera okazuje się zawodem. Scenarzysta rozpoczął serię nieco luźniejszą nutą i przez pewien czas przyjemnie żonglował postaciami z uniwersum Spider-Mana. Niestety, w pewnym momencie wpadł w marazm, z którego nie potrafił wyjść. I tak mielił przez kilkadziesiąt zeszytów stare wątki, do których nikt nie chciał wracać. Brakuje mi Spider-Mana, który jest po prostu przyjaznym superbohaterem z sąsiedztwa, a nie rozdrapuje ciągle traumy przeszłości. Niestety, wiem, że miejsce Spencera zajmie Zeb Wells, a opinie o jego podejściu do Parkera nie napawają optymizmem. To ciężki okres dla fanów komiksowego Spider-Mana. Na szczęście ostatnia animacja dowiozła.
Autor recenzji: Psaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz