> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 10 lutego 2025

Rządy X. X-Men, tom 2 i Amazing Spider-Man, tom 14. Spisek Kameleona - recenzja

Kto liczył na wyjaśnienie zagadki śmierci Scarlet Witch, ten się zawiedzie. Wątek nie jest kontynuowany w głównej serii "Rządów X". Skupia się ona na innym skutku Hellfire Gali, mianowicie formacji nowego i pierwszego od dłuższego czasu składu X-Men.



Drużyna liczy siódemkę mutantów. Postacie wydają się dobrane na zasadzie "trochę nowego, trochę starego". W ekipie znaleźli się pierwsi uczniowie profesora Charlesa Xaviera, czyli Cyclops i Jean Grey, oraz Rogue, będąca od lat trzonem kolejnych składów. Dołączono do nich Polaris i Sunfire, którzy niby od dekad byli związani z X-Men, ale zawsze stali gdzieś z boku. Drużynę doprawiono świeżą krwią w postaci Laury, noszącej po ojcu przydomek Wolverine, oraz Syncha, dawnego członka Generation X, który za sprawą Krakoi wrócił do świata żywych po ponad 20 latach w komiksowym niebycie.

Cel nowych X-Men jest prosty — mają ratować świat, a przy okazji robić dobry PR mutantom, których wejście na międzynarodową arenę wywołało chaos na całym świecie. Oczywiście drużynie zaraz przyjdzie zmierzyć się z szeregiem zagrożeń, między innymi Cordycepsem Jonesem, kosmicznym showmanem, który zamierza sobie urządzić Igrzyska Śmierci z Ziemią w roli głównej, oraz doktorem Stasisem, zazdrosnym o to, że posiadacze genu X ubiegli go w podróży na Marsa.

Powiem szczerze, że do tego tomu podchodziłem bardzo sceptycznie. Doceniam, że wraz ze "Świtem X" historie o mutantach w końcu mają jakiś kierunek, a wiele zmarnowanych w przeszłości postaci (na przykład Synch) mogło otrzymać drugą szansę. Nie zmienia to faktu, że dotychczas brakowało mi głównego bohatera, a skakanie między dwunastoma członkami rady oraz rozbuchanymi eventami w rodzaju "X Mieczy" zwyczajnie męczyło.

Tymczasem "X-Men" w końcu robią to, do czego zostali stworzeni — superbohaterzą. I miło zobaczyć, jak za swoją działalność otrzymują małe nagrody w rodzaju uśmiechu lub obiadu. Gerry Duggan zadbał także, by powoli rozwijać relacje między bohaterami. Ekipa nie wydaje się przypadkowa, a scenarzysta z czasem zdradza także, dlaczego każdy z członków zespołu chciał do niego dołączyć. Brakowało mi tego elementu podczas "Hellfire Gali" i cieszę się, że teraz to nadrabiamy.

Tym bardziej że skład nie jest do końca oczywisty. Dlaczego taki Sunfire, który po pamiętnej przygodzie z "Giant-Size X-Men" z 1975 roku powiedział wszystkim, że mogą się bawić bez niego, teraz zdecydował się kandydować do drużyny? Co kierowało Polaris, której charakter różni się zresztą diametralnie względem jej nijakiego debiutu lub ciągłej histerii epoki Chucka Austena? Ciekawie rozwijają się także relacje między Synchem i Wolverine oraz Jean i Scottem. Jedynie Rogue stoi trochę z boku. Mam nadzieję, że do czasu.

W końcu Duggan umiejętnie wplata w fabułę wątki ciągnące się od początku "Świtu X". Mianowicie — co dzieje się na Krakoi, zostaje na Krakoi. Co stanie się, jeśli jej sekrety wyjdą na światło dzienne i jak zareagują mutanci?

"X-Men" w końcu staje się serię, którą chce się kontynuować. Czekam na kolejny tom. I, korzystając z okazji, po raz kolejny zaznaczam, że bardzo chętnie przeczytałbym losy Hellions, bo zebrana przez Sinistra zgraja zawsze była jasnym punktem ostatnich eventów spod znaku X.

7/10





Wobec takich komiksów, jak "Spisek Kameleona", czuję się nieco bezsilny. Run Nicka Spencera w serii "Amazing Spider-Man" zmierza powoli do końca i wydaje się, że scenarzysta chce pospiesznie zamknąć wszystkie otwarte wcześniej wątki. W 14. tomie przychodzi kolei na te, które niespecjalnie mu wyszły.

Powraca więc kasyno Foreignera oraz Teresa Parker, superszpieg i zaginiona siostra Petera. Zwykle ceniłem Spencera za to, że potrafił w swoich scenariuszach odnieść się do wcześniejszych historii z Pająkiem. Nigdy nie sądziłem jednak, że ktoś zdecyduje się wrócić do "Skradzionego życia". To ta bzdurka, w której Parker odkrywa prawdę o osobach podających się za jego cudownie zmartwychwstałych rodziców. Gdyby ktoś chciał nadrobić, znajduje się ona w wydanym niedawno "Amazing Spider-Man: Epic Collection 1993-1994".

Historia z kasynem wydaje się po prostu niewypałem, bo za wiele z niej nie wynika. Wątek Teresy mógłby nas przejąć, gdyby nie to, że chyba nikt nie traktuje tej postaci poważnie. W przeciwieństwie do Petera wyciągamy lekcje z historii i gdy w jego otoczeniu pojawia się ktoś podający się za członka rodziny, od razu włącza nam się pajęczy zmysł. Niesamowite zresztą, że Parker przeżywa dosłownie wszystko, ale z łatwością akceptuje takie cudowne powroty. W tym tomie ujawnia się zresztą jak najbardziej żywy Ned Leeds. A Peter na to - ok. Na pewno nie wyjdzie z tego nic złego. Nie jest to zresztą jedyny powrót z martwych w tym komiksie.

Mam nadzieję, że "Spisek Kameleona" jest złem koniecznym. Zamknięciem gorszych historii, by w "Złowieszczej wojnie", finale swojego runu, Spencer mógł skupić się na tym, co najlepsze. Czyli na Boomerangu. Więcej tego żałosnego przegrywa. I dajcie mu adaptację filmową z Simonem Rexem w roli głównej.

4/10

Brak komentarzy: