X-Men zawsze zajmowali szczególne miejsce w moim serduszku. Doskonale pamiętam moment, gdy jako pięcioletni chłopiec dostałem w swoje łapki wydany przez TM-Semic zeszyt zawierający ostatni rozdział "Dark Phoenix Saga". Oczarowała mnie grupa kolorowych bohaterów, z których każdy wyróżniał się w jakiś sposób. Nie umiałem wtedy jeszcze czytać, więc każdego z nich obdarowałem własną ksywką. Wielu rzeczy nie wyłapałem (np. tragizmu finału), nie rozumiałem za bardzo, dlaczego bohaterowie przegrywają (przecież to byli ci dobrzy). Ale X-Men zostali ze mną na bardzo, bardzo długo.
Teraz na szycie mojej komiksowej kupki wstydu znalazł się wydany przez Egmont tom z „Powstaniem i upadkiem imperium Shi’Ar”, które w Stanach ukazało się na przełomie lat 2006 i 2007. Zbieżności z "Dark Phoenix Saga" jest całkiem sporo – wątek Feniksa powraca za sprawą Rachel Grey, X-Men znów lecą w kosmos i mierzą się ze Strażą Imperialną, wspomina się małżeństwo Xaviera z Lilandrą. Osią fabuły jest pościg mutantów za przedstawionym w „Morderczej genezie” Vulcanem, trzecim z braci Summers. Niestety, lektury nie potrafiły mi umilić nawet chwile, gdy wspominałem pierwsze spotkanie z X-Men sprzed 25 lat.