~Opowieść o dwóch Kaczorach~
czyli Maciek Kur o Daffym, Elmerze, Bugsie i Porkim.
***
Czasem nie trzeba wiele, by zmienić czyjeś życie o 180 stopni. Jak się okazuje, również bohaterowie kreskówek czasem tego doświadczają...
Ale po kolei! Nigdy nie lubiłem „Loony Tunes” tak bardzo, jak cenię kreskówki Disneya, jednak jest tam trochę pozycji które szczerze ubóstwiam. „Porky in Wackyland” ma wspaniały surrealny klimat. Część, w której Daffy jest szkarłatnym Pumperniklem definitywnie była moją ulubioną gdy byłem mały.... No i jest słynna trylogia Chucka Jonesa. Każda z odsłon krąży wokół tego samego schematu: jest sezon na kaczory, Daffy chcąc ratować skórę próbuje nabrać myśliwego Elmera, że to sezon na króliki, ale Bugs obraca to przeciw niemu.
Wszyscy to znają:
Bugs : To sezon na kaczory!
Daffy : Sezon na króliki!
Bugs : Na kaczory!
Daffy : Na króliki!
I tak w kółko, Bugs jest spokojny, Daffy coraz bardziej sfrustrowany. W końcu Bugs mówi: „Na króliki”, na co Daffy drze się do Elmera: „A JA CI MÓWIĘ, ŻE NA KACZORY! STRZELAJ!” i zostaje postrzelony w twarz... Ha-ha! Klasyk!
Choć zagranie genialne, jakoś nigdy nie lubiłem Bugsa. Zresztą zawsze uważałem, że aby się z nim utożsamiać, trzeba mieć poważnie zawyżone Ego. Zawsze panujący sytuacją, na luzie i sprytniejszy od reszty świata… On jest za dobry, aby być prawdziwy. Zresztą wiele sytuacji w tych kreskówkach ma tak absurdalny przebieg, że co tu wiele mówić, wygrywa bardziej dzięki szczęściu (czyt. scenarzyście), no i jakby nie patrzeć... Jest palantem. Gdybyśmy musieli z takim cwaniakiem obcować na co dzień znienawidziliśmy go bardzo szybko.
Daffy oczywiście na swój sposób nie jest lepszy, ale przynajmniej on się ze swoim draństwem nie ukrywa. On reprezentuje bardzo ludzkie cechy – chciwość, zazdrość, agresję... no i ma zawsze pecha, więc jak coś mu się udaje to dochodzi do tego przez wiele ciężkich prób i z ogromnym wysiłkiem. Podoba nam się czy nie, utożsamiamy się z nim i podświadomie chcemy by wygrał z Bugsem.
Aż chce się popatrzeć na jakąś inną kreskówkę... O! Zerknijmy na tą : „Boobs in the woods”. Tak! Stary dobry Daffy taki jak zawsze: śpiewa piosenki o tym jaki z niego świrus, płata Porkiemu kawały... CO? CO? CO? Chwila! Stop! Czy to ten sam Daffy?! Gdzie agresja? Gdzie chciwość? Gdzie pechowa natura? Luknijmy na inną - „Yankee Doodle Daffy” – znów to samo! Daffy wariat-wesołek! To on podstawia wszystkim nogę, to on rządzi sytuacją, to on uprzykrza innym życie swoją pokręconą naturą! Jest sprytny, tryska energią i pomysłowością.
Czuję się jakbym oglądał kompletnie inną postać! Kompletnie inna osobowość, o kompletnie innym usposobieniu i podejściu do życia! Po prostu ma ten sam wygląd, głos i imię (BTW – „Daffy” oznacza świrniętego)… Więc co się stało? Cóż wiadomo, te kreskówki są wcześniejsze, starsze, a postacie zawsze ewoluowały. Miki miał całkiem psotną naturę nim stał się harcerzykiem którego znamy dzisiaj. Lepszy przykład to Ned Flanders z „Simpsonów” – zaczął jako bardzo porządnicki i sympatyczny sąsiad tytułowych bohaterów, a w kilka sezonów ewoluował w fanatyka religijnego.
Aż ciekawe jak długo przebiegła ewolucja Daffego z beztroskiego, zbzikowanego wesołka w zachłannego, sfrustrowanego wszystkim złośliwca... CO TAKIEGO? Między „Boobs in the Woods” a „Rabbit Fire” (ta o opolowaniu) minął niecały rok i garstka kreskówek? Skąd taki gwałtowny przeskok w osobowości?
Co ciekawe „Rabbit Fire” to pierwszy film w którym Daffy występuje w duecie z Bugsem. Wyobraźmy sobie na moment, że nie znamy jakiejkolwiek kreskówki z tymi dwoma naraz, ale wiemy jacy Bugs i Daffy byli wcześniej i dowiadujemy się, że będzie film w którym wystąpią wspólnie! Toż to zapowiadał się pojedynek tytanów! I kaczora, i królika charakteryzuje zdolność do manipulowania sytuacją i umiejętność stawiania na swoim. Obaj ociekają sprytem i zdolnością do robienia z innych głupków.
Ba! Daffy z wcześniejszych kreskówek notorycznie sypie z rękawa sztuczkami i zagraniami. Jest szalony, ale sprytny. Patrząc na niego widzimy kogoś pewnego siebie, kto nie tylko z łatwością oszukałby Bugsa podobnym numerem, a nie dałby się na takowy nabrać. Tu jednak scenarzyści wzięli stronę Bugsa i na potrzebę filmu ogłupili Daffego by dał się nabrać na numer królika. A skoro już nabrał się raz, to idąc za ciosem, nabiera znowu i znowu i znowu i znowu – jak to z kreskówkami bywa – za każdym razem w coraz banalniejszy sposób i coraz bardziej sfrustrowany, aż pod koniec jest kompletnie oczyszczony ze swoich dawnych cech charakteru. Wiadomo! Mogło być to tylko jedno razowe zajście – ale nie. Po tej kreskówce scenarzyści nie myślą już o Daffym jak dawniej. Teraz jedyny humor jaki przychodzi do głowy, to jak mogą mu jeszcze bardziej obrzydzić życie. Ba! Dawniej Daffy zawsze dominował nad Porkim, teraz notorycznie wychodzi przed nim na idiotę.
Nic dziwnego, że Daffy jest zawsze taki zazdrosny i zawistny wobec Bugsa! On dosłownie zrujnował mu życie. Szkoda! Na początku „Rabbit Fire” Daffy miał jeszcze swój cudaczny śmiech i pomysłowość. Tu jedną decyzją scenarzysty w kilka minut ewoluował w kompletnie innego bohatera i już się od tego nie uwolni. To o tyle ironiczne, że jedyna wcześniejsza kreskówka w której Bugs i Daffy występują naraz to powstała wiele lat wcześniej „Porky Pigs Freat”, gdzie Bugs pojawia się co prawda tylko na chwilę, jednak nie dość, że jego stosunki z Daffym wydają się przyjazne, to w dodatku ten drugi wypowiada się o nim w samych superlatywach.
Zawsze myślałem o Kojocie ze Strusia Pędziwiatra, jako pozytywnym protagoniście. No, bo hej – on głoduje i próbuje zdobyć pożywienie. Jakoś działa, stara się, kombinuje a nie bezmyślnie biega jak idiota po drodze wygrywając przez zwykłe szczęście - zasługuje na naszą sympatię. Teraz mam podobne odczucia wobec Daffego. On jest jak łotry z Batmana, którym jeden pechowy dzień rozwalił całe życie...
Kto by przypuszczał, że w „Loony Tunes” kryje się tyle tragedii...
Pan Miluś
http://panmilus.blogspot.com/
3 komentarze:
Publikuj swoje dowolne teksty u nas - w Czasopiśmie tworzonym przez wszystkich Czytelników.
Promuj swój blog albo pisz anonimowo.
Zapraszamy do wzięcia udziału w nowym projekcie.
Wirtulandia.pl - docieramy do wszystkich.
Ja akurat zawsze wyżej stawiałem Looney Toones niż Disneya. Były bardziej zwariowane. Daffy rzeczywiście przy Bugsie dużo stracił, ale najbardziej wkurzające nie są te Bugs/Daffy a seria ze strusiem Pędziwiatrem. Nieważne na jak genialny pomysł wpadnie Willy Coyote i tak mu sie nie uda. Ta kreskówka pokazuje zwycięstwo głupoty nad inteligiencją. Obejżałem dziesiątki odcinków licząc, że może chociaż raz Willemu uda się złapać Strusia. Już się chyba tego nie doczekam...
ps. chciałbym dorwać scenarzystę tych odcinków z Pędziwiatrem...
A Ja zapraszam na mojego bloga na więcej tekstów a także komiksów ;) Pozdrawiam!
Prześlij komentarz