Rzadko która książka z nurtu klasycznej fantasy (w tolkienowskim
rozumieniu tego wyrażenia) potrafi mnie zaskoczyć. Po prostu sporo już
tego w życiu przeczytałem. Kilka miesięcy temu udało się to Marcinowi
Mortce, gdy rzuciłem się na głębokie wody „Martwego Jeziora”. Ostatnio
wyczyn Mortki powtórzyła Eleonora Ratkiewicz. Może sama książka nie jest
równie oryginalna, co jej tytuł, ale z całą pewnością „Tae Ekkejr” daje
radę.
Z przeciwległych stron w podróż z ważną misją wyruszają elf i człowiek.
Splot dziwnych wypadków doprowadza do spotkania obu mężczyzn. Nie jest
to zwykłe spotkanie, ponieważ książę Larmett ratuje życie elfowi, który
omyłkowo stał się ofiarą zamachu. Wyciągnięty spod lawiny Enneari chce
się odwdzięczyć, w konsekwencji czego człowiek i elf w dalszą podróż
ruszają razem. Podczas wędrówki okazuje się, że - być może - obie misje,
z jakimi wyruszyli, mają ze sobą sporo wspólnego...
Żaden z podróżujących nie miał wcześniej zbyt wiele kontaktu z rasą
przeciwną. Prowadzi to oczywiście do wielu zabawnych sytuacji, wręcz
komedii pomyłek i nieporozumień. Dla mnie owy humor i relacje pomiędzy
dwoma głównymi bohaterami stanowią największą siłę powieści. Bo
przecież, obie rasy diametralnie się różnią. Nie chodzi nawet o
wytrzymałość fizyczną i przeciętną długość życia, ale o odmienne
obyczaje, czy sposób, w jaki postrzegają świat. Wiele kłótni, a także
wzajemnej pomocy i przeżytych przygód, prowadzi w końcu do narodzin
pięknej przyjaźni. Zresztą to, jak autorka pisze o przyjaźni, jest
szczególnie urzekające, niesamowite i skłaniające do chwili
zastanowienia.
Lekki styl autorki sprawia, że książkę czyta się w zastraszającym
tempie. Pochłaniamy kolejne strony, śledząc nowe przygody i "słuchając"
dialogów, które są świetnie prowadzone. Zresztą cała książka jest pełna
przyjemnych dla oka/ucha porównań i metafor.Natomiast opowieść w
opowieści - historia Larmetta o Dzikunie, psie wielkości konia, który
zasiadał do stołu wraz z królem (i to na honorowym miejscu!) - stanowi
jedną z najlepszych i najbardziej zabawnych anegdot, jakie dane mi było
poznać. Majstersztyk.
Polecam serdecznie "Tae Ekkejr" Eleonory Ratkiewicz wszystkim,
niezależnie od tego, czy zaczynają swoją przygodę z fantasy, czy są
starymi wyjadaczami. Może i autorka nie wprowadza do gatunku niczego
rewolucyjnego, to jednak warto dać tej książce szansę. Mimo że lekka i
pełna humoru, nie jest pozbawiona fragmentów, które dają okazję do
refleksji. "Tae Ekkejr" stanowi zamkniętą całość. Wiem jednak, że
powstał drugi tom opowieści o Ennearim i Larmecie - "Lare-i-t'ae". Mam
nadzieję, że Fabryka Słów postanowi go wydać, czekam z niecierpliwością.
Recenzję pierwotnie ukazała się na Valkirii.
2 komentarze:
"Martwe Jezioro" mnie również zaskoczyło i z chęcią, jak fundusze pozwolą, sięgnę po kontynuację. :)
Faktycznie, do oryginalnych pomysł autorki nie należy, ale wykonanie może być godne!
Po twojej recenzji jeszcze bardziej przekonałem się do przeczytania tejże powieści.
Pozdrawiam!
"Druga Burza" to jedna z lepszych książek, jakie w tym roku czytałem - http://mnichhistorii.blogspot.com/2012/06/269-ostrze-burzy-jeszcze-nigdy-nie-byo.html
Miłego czytania, mam nadzieję, że nie będziesz żałował.
Prześlij komentarz