Wolverine kolejny raz zwiedza
Kraj Kwitnącej Wiśni. Wraz z powrotem do Japonii i próbą zamknięcia pewnej sprawy
sprzed wielu lat wracają wspomnienia. Przenosimy się w czasie do ostatnich dni
II wojny światowej. Logan i porucznik Warren uciekają z jenieckiego obozu i
poznają pewną tajemniczą kobietę. Tu
sprawy się komplikują, a ich reperkusje będą ciągnęły się za mutantem przez
kilkadziesiąt kolejnych lat.
Zamknięta w trzech zeszytach
opowieść Wolverine: Logan nie jest
tym, czego można by oczekiwać po komiksie superbohaterskim z Marvela. Nie ma tu
mutantów ubranych w pstrokate stroje, upajających się własną potęgą łotrów,
ratowania świata ani długich sekwencji akcji. Brian K. Vaughan opowiada
kameralną historię z przeszłości Logana, klimatyczny dramat, rozpisany na
trzech aktorów, gdzie akcja to tylko dodatek. Muszę przyznać, że takie podejście
bardzo mi się spodobało – dostajemy ciekawy miks gatunków, od klasycznego, nienachalnego
superhero (obecnego we współczesnej części historii), przez miłość na tle wojny
(poprzez miejsce akcji skojarzenia z Hiroshima,
mon amour nasuwają się same) po opowieść o zemście uzupełnioną przez
japońskie tradycje i wierzenia. Wszystko to jest doskonale wyważone, dzięki
czemu komiks połyka się w zastraszającym tempie i z dużą przyjemnością. Monolog
wewnętrzny prowadzony przez Logana dodaje całości niezapomnianego klimatu.
Warstwą graficzną albumu zajął
się Eduardo Risso. Jego surowy, charakterystyczny styl doskonale uzupełnia
niezwykłą historię Vaughana. Poza doskonałą zabawą z cieniowaniem, z której
słynie Argentyńczyk, wzrok przyciągają pejzaże XX wiecznej Japonii skąpane w
czerwieni zachodzącego słońca. Dynamiczne kadrowanie i ekspresyjne sylwetki
nadają opowieści właściwego tempa. Wrażenie robi również splashpage ukazujący
pamiętny poranek szóstego sierpnia 1945 roku.
Wolverine: Logan powinien trafić zarówno do miłośników komiksu
superbohaterskiego, jak i czytelników lubiących opowieści obyczajowe. To bardzo
sprawnie opowiedziana historia, kolejny raz ukazująca przeszłość Logana i niepróbująca
być niczym przełomowym. Ot, prosta, urokliwa i świetnie zilustrowana
opowieść. Ładnie wydana i za półdarmo. Wstyd nie znać, wstyd nie mieć.
Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tutaj tekst o Wolverine: Old Man Logan.
A tutaj o ostatnim filmowym wcieleniu Rosomaka.
3 komentarze:
świetnie wygląda czarno-białe wydanie tego komiksu, które wydał Marvel w twardej oprawie z obwolutą. Rysunki Risso wyglądają naprawdę miodnie ;)
Nie wiedziałem, że wydali taką wariację, osobiście wolę Risso w wydaniu B&W, więc pewnie by mi podeszło, choć tu kolorysta też odwalił kawał dobrej roboty.
Ano jest i wygląda pięknie :)
Do tego to wydanie (nie wiem jak inne...) ma dużo fajnych dodatków.
Prześlij komentarz