> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

437 - Severed. Pożeracz marzeń

Początek XX wieku, młody chłopak przemierza amerykańskie bezdroża, grając na skrzypcach. Nie interesują go pieniądze, którymi jest hojnie obsypywany przez słuchaczy, ma tylko jeden cel: chce znaleźć ojca. Zwiedzając wielkie miasta, poznaje głównie wielu złych ludzi, znajdzie też przyjaciela. Musi się mieć na baczności, gdyż jego małomiasteczkowa naiwność zostanie wystawiona na próbę. Po kraju grasuje bowiem prawdziwy potwór mający wiele masek.


Za scenariusz Severed – pożeracza marzeń odpowiada doskonale znany Scott Snyder. Wydawać by się mogło, że Amerykanin ma pisanie horrorów opanowane do mistrzostwa. Niestety autora Amerykańskiego Wampira i najnowszych przygód Mrocznego Rycerza (gdzie wątki grozy są doskonale wplatane w detektywistyczną fabułę) w siedmioczęściowej miniserii pisanej dla Image trudno odnaleźć. Może to wina współscenarzysty – Scotta Tufta – że Severed to rozciągnięta, nudnawa i mało oryginalna opowieść usnuta kilkoma kretyńskimi dialogami. Ani straszy, ani bawi. Nie wywołuje niepokoju ani obrzydzenia, bohaterowie są nam obojętni, a sam potwór jest do bólu ograny – ot, kolejna prastara i głodna istota. Całość ratuje klimat XX-wiecznej Ameryki – osnutych kurzem dróg, kolorowych miast i szalonej pogoni za marzeniami. 

Atilla Futaki zajął się stroną graficzną albumu. Jego miękkie rysunki wsparte pastelowymi kolorami tylko potęgują świetnie budowany klimat. Na największą uwagę zasługuje jednak kadrowanie, jakie stosuje Węgier. Krótko mówiąc: doskonale uzupełnia narrację i fabularne niuanse. Historię czyta się lepiej dzięki efektownym splashpage'om i skośnym kadrom, w których ramę zastępuje rozbryzg krwi i które dzielą postacie, dosłownie traktując ich dwulicowość. Pod tym względem Severed wypada naprawdę oryginalnie.


Niestety to banalna historia mieszająca wątki obyczajowe z klasyczną opowieścią grozy. Może byłoby lepiej, gdyby Snyder i Tuft zostali przy historii inicjacyjnej, tęsknotą za minioną epoką, a wątki o pożeraczu marzeń wykorzystali gdzie indziej. Komiks byłby o wiele ciekawszy, gdyby podtytuł można było traktować mniej dosłownie. 

1 komentarz:

Maciej Gierszewski pisze...

muszę sobie w końcu kupić