Sylvester
Stallone staje na czele Niezniszczalnych po raz trzeci. Po odbiciu starego przyjaciela
ferajna udaje się na rutynową (jak na ich standardy) akcję. Wszystko się jednak
zmienia, gdy na ich drodze staje Stonebanks, założyciel i były członek ekipy,
obecnie walczący po ciemnej stronie mocy. Barney Ross odsyła znanych z
poprzednich części bohaterów na emeryturę, a samemu zbiera nowy skład, który
pomoże mu w potyczce ze złowieszczym handlarzem bronią.
Już
same informacje zawarte w powyższym akapicie wywołały mą konsternację, zaś
zachowanie Rossa wydało mi się, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane. Stallone
odstawił bowiem w kąt zaufanych przyjaciół, doświadczonych żołnierzy, by
wymienić ich na młodych, nieznanych i nieopierzonych najemników. Oczywiście
takie zachowanie można umotywować troską o życie przyjaciół, ale z logicznego
punktu widzenia zupełnie nie ma sensu (co zresztą jest pokazane w samej fabule
– młodzi dają ciała i stara gwardia musi przybyć z odsieczą).
Powiedzmy
sobie jednak szczerze – nie dla misternie skonstruowanej intrygi oglądamy
kolejne części Niezniszczalnych. Chcemy przede wszystkim zobaczyć doskonale
nam znanych aktorów, podłogę zasnutą łuskami po kulach i spektakularnie
wyglądające wybuchy. Jeśli chodzi o lubianych bohaterów, to fabuła jest tak
skonstruowana, że widzimy ich na początku i na końcu – środek filmu to
przedstawienie nowej ekipy Rossa. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony takim
rozwojem sytuacji – największa wszak siła Niezniszczalnych tkwi właśnie w
starych wyjadaczach, a nowy narybek był mi zupełnie obojętny. W dodatku,
wprowadzenie tych kilku nowych postaci sprawiło, że tak naprawdę nikt (poza
Stallonem, który łączy obie drużyny) nie dostał wystarczającej ilości czasu
ekranowego. Nowa drużyna jest na ekranie za krótko, wypada nijako i trudno ją
polubić, natomiast stara (ale wciąż jara) schodzi przez to na dalszy plan, co
wywołuje uczucie niedosytu.
Szkoda,
że zmarnowano potencjał zarówno Forda, Li, jak i Schwarzeneggera. O roli tego
środkowego wspominam z kronikarskiego obowiązku, bo w filmie praktycznie go nie
ma. Niezależnie od tego, świetnie radzi sobie Mel Gibson w roli czarnego
charakteru, a Wesley Snipes wprowadza autoironiczny wątek, choć ledwie
nakreślony, to wywołujący na twarzy uśmiech. Właśnie podobnego podejścia,
dystansu znanego z Niezniszczalnych 2, najbardziej mi zabrakło w najnowszej
odsłonie serii. Choć film robiony jest z przymrużeniem oka, składa hołd kinu
akcji lat 80., to jednak jest zaskakująco poważny, a teksty warte zapamiętania
można policzyć na palcach jednej dłoni.
Stojącemu
za kamerą Patrickowi Hughesowi brak reżyserskiej sprawności, która cechowała twórcę
poprzedniej części, Simona Westa. Początkowe sceny akcji są niedopracowane:
mało dynamiczne i dość powolne. Brakuje ciekawej choreografii i bardziej
statycznej kamery, której pracę można śmiało określić chaotyczną. Podejrzewam,
że taką manierę wymogła na twórcach również kategoria wiekowa, drastycznie
obniżona względem poprzednich części i produkcji z jakich słyną niezniszczalni
bohaterowie. Niemniej, akcji w filmie jest stosunkowo mało i dopiero finał
nadrabia te braki z nawiązką. Trwająca prawie trzydzieści minut potyczka z
Gibsonem i jego żołnierzami pozwala podziwiać umiejętności kaskaderów i
pirotechników oraz zapomnieć o nudnej, środkowej części widowiska.
Mimo
wielu zarzutów i poczucia rozczarowania, jakie towarzyszyło mi w trakcie
seansu, muszę przyznać, że koniec końców film oglądało się całkiem przyjemnie.
Duża w tym zasługa znanych i lubianych aktorów, którzy kolejny raz odgrywają te
same role. Szkoda jednak, że nie poświęcono im więcej czasu, wymieniając na
nowe pokolenie, z którego nikt (poza komicznym Banderasem) nie zostaje długo w
pamięci.
6/10
Niezniszczalni 3 (The Expendables 3), reż. Patrick Hughes, USA 2014.
Recenzja została opublikowana również na Filmwebie.
6/10
Niezniszczalni 3 (The Expendables 3), reż. Patrick Hughes, USA 2014.
Recenzja została opublikowana również na Filmwebie.
3 komentarze:
Rzadko chodzę do kina, ale tego nie odpuszczę nawet po Twojej recenzji, chociaż zmartwiła mnie wieść, że weterani są na ekranie krótko...
A mnie Janku i tak nie zniechęciłeś. "Niezniszczalni" to seans, którego nie można przegapić bez względu na to, jak słaby sam film by się nie okazał.
No to się cieszę, mimo wszystko chętnie oglądnę czwartą część (co może uniemożliwić porażka w box office), więc dobrze wiedzieć, że jeszcze się ktoś do kina wybiera ;)
Prześlij komentarz