Przyszłość,
Los Angeles. Miastem rządzą Szefowie Kuchni walczący o wpływy. W sam środek
zawieruchy trafia tytułowy bohater, Jiro, bezwzględnie przestrzegający
kulinarnych zasad mistrz sushi. Każda ze zwalczających się frakcji będzie
chciała pozyskać niezwykle uzdolnionego przybysza do własnych szeregów, on jednak ma zupełnie inne
plany.
Gdyby nie fakt, że fabuła została osadzona w środowisku kucharzy, restauratorów i konsumentów mniej lub bardziej wykwintnych posiłków dostalibyśmy po prostu kolejną taką samą historię. Podobne fabuły widzieliśmy już bowiem w estetyce noir (u Dashiella Hammetta), na Dzikim Zachodzie (gdzie odpowiednikiem Jiro był Clint Eastwood u Sergio Leone), w czasach prohibicji (gdzie gangom czoła stawiał Bruce Willis) oraz u schyłku feudalnej Japonii (do której zaprosił nas Akira Kurosawa). Sama fabuła nie jest więc wielce odkrywcza, a jej zakończenie łatwo przewidzieć. Niektórzy zobaczą w tym wtórność, u innych znajome motywy przedstawione w kulinarnym – nomen omen – sosie wywołają na twarzy uśmiech, na tym wszak polega gatunkowość, czerpiemy radość z chłonięcia znanych i lubianych motywów.
Anthony
Bourdain i Joel Rose zgrabnie prowadzą fabułę doskonale znanymi nam ścieżkami. Postaci,
choć zamiast dowodzić zastępami gangsterów, dowodzą kucharzami, to znane nam typy
spod ciemnej gwiazdy, bossowie walczący o terytoria, tu dodatkowo jeszcze
bardziej przerysowani (król śmieciowego żarcia kontra psychopatyczna weganka-hipiska).
W świecie Dorwać Jiro! każdy posiłek
to rytuał, za brak kindersztuby przy stole można zginąć (co nikogo nie obejdzie, poza samym mordowanym rzecz jasna), a zdobycie miejsca w
obleganej restauracji wznosi człowieka na nowy poziom jestestwa. Jiro żyje poza Kręgiem, gdzie rozgrywają się krwawe porachunki, nie miesza się w wojny gangów, prowadzi małą restaurację na obrzeżach miasta,
przygotowując sushi w tradycyjny sposób, dbając o najwyższą jakoś każdego
składnika. Wkrótce okaże się, że za owe składniki przyjdzie zapłacić mu o
wiele większą cenę niż przypuszczał. Jiro nie jest z pierwszej łapanki - sprawnie posługuje się nożem nie tylko w kuchni, tanio skóry nie sprzeda.
Poza
mafijnymi porachunkami i krwawymi pojedynkami, mnóstwo miejsca w komiksie
poświęcono samemu jedzeniu. Wiele kadrów pokazuje wręcz krok po kroku sposób
przygotowania orientalnych potraw, a główny bohater raczy się samymi
smakołykami, o których większość z nas pewnie nawet nie słyszała – dzięki Dorwać Jiro! wzbogacimy naszą wiedzę na
temat kulinarnych specyfików, sposobu ich przyrządzania i wreszcie, co równie
ważne, spożywania w odpowiedni sposób.
Rysunkami
w Dorwać Jiro! zajął się Langdon
Foss. Jego kreska jest specyficzna, z jednej strony oddaje wszystkie szczegóły prezentowanych
w komiksie potraw i dań, a rysownik nieźle radzi sobie ze scenami akcji, które są
dynamiczne, z drugiej jego postaci wydają się karykaturalne. Dopiero po pewnym
czasie przyzwyczaiłem się do podłużnych twarzy, wielkich nosów, ust i ogromnych
dłoni – fizycznych atrybutów niemal każdej z występujących w komiksie postaci. O
ile tego typu zagrania działają w przypadku mężczyzn, tak kobiety są zwyczajnie
brzydkie, nawet te, które swymi kształtami i skąpym ubiorem kuszą bohatera.
Dorwać Jiro!
to zgrabna gra z konwencją gangsterskiej opowieści i mitem samotnego
sprawiedliwego. Temat oklepany, eksploatowany na wiele sposobów, w historii
Anthony’ego Bourdaina, Joeala Rossa i Langdona Fossa nabiera nowych kształtów.
Dochodzi do tego wartość poznawcza, której Bourdain - były kucharz, obecnie
podróżnik i poszukiwacz smaków, autor książek i programów kulinarnych - wprost
nie mógł w komiksie nie umieścić. To przyjemna lektura na letnie, deszczowe
popołudnie. W sam raz na podsycenie apetytu przed bardziej oczekiwanymi
tytułami, jak mająca mieć premierę jeszcze w tym miesiącu Saga. Pamiętajcie: będąc w knajpie lepiej nie zamawiajcie
kalifornijskiego sushi, bo może się to dla Was źle skończyć, wierzcie mi.
Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Inne teksty o komiksach Muchy:
Inne teksty o komiksach Muchy:
3 komentarze:
Zostawiam ci lajeczka tu, bo na fejsiku trochę to wszystko ginie. Kawał znakomitego tekstu, tylko zdziwiłem się, że nie zwróciłeś w nim uwagi na para-cyberpunkowy setting.
Dzięki Kubo za komentarz i miłe słowo!
Na fejsie trudno byłoby zostawić lajka, bo jeszcze tam tekstu nie linkowałem zajęty promocją Osiedlowej piosenki ;)
Co do settingu - mówiąc szczerze, sam nie wiem, czemu o tym nie wspomniałem, musiało mi wylecieć z głowy przy pisaniu :) Z drugiej strony nie do końca jestem pewien, czy rzucił mi się szczególnie w oczy podczas samej lektury.
Zostałeś nominowany do LBA! Więcej na moim blogu ;)
PS Pozdrawiam!
Prześlij komentarz