> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 28 sierpnia 2014

445 - Dorwać Jiro - dajcie wody, bo sushi

Przyszłość, Los Angeles. Miastem rządzą Szefowie Kuchni walczący o wpływy. W sam środek zawieruchy trafia tytułowy bohater, Jiro, bezwzględnie przestrzegający kulinarnych zasad mistrz sushi. Każda ze zwalczających się frakcji będzie chciała pozyskać niezwykle uzdolnionego przybysza do własnych szeregów, on jednak ma zupełnie inne plany.


Gdyby nie fakt, że fabuła została osadzona w środowisku kucharzy, restauratorów i konsumentów mniej lub bardziej wykwintnych posiłków dostalibyśmy po prostu kolejną taką samą historię. Podobne fabuły widzieliśmy już bowiem w estetyce noir (u Dashiella Hammetta), na Dzikim Zachodzie (gdzie odpowiednikiem Jiro był Clint Eastwood u Sergio Leone), w czasach prohibicji (gdzie gangom czoła stawiał Bruce Willis) oraz u schyłku feudalnej Japonii (do której zaprosił nas Akira Kurosawa). Sama fabuła nie jest więc wielce odkrywcza, a jej zakończenie łatwo przewidzieć. Niektórzy zobaczą w tym wtórność, u innych znajome motywy przedstawione w kulinarnym – nomen omen – sosie wywołają na twarzy uśmiech, na tym wszak polega gatunkowość, czerpiemy radość z chłonięcia znanych i lubianych motywów.

Anthony Bourdain i Joel Rose zgrabnie prowadzą fabułę doskonale znanymi nam ścieżkami. Postaci, choć zamiast dowodzić zastępami gangsterów, dowodzą kucharzami, to znane nam typy spod ciemnej gwiazdy, bossowie walczący o terytoria, tu dodatkowo jeszcze bardziej przerysowani (król śmieciowego żarcia kontra psychopatyczna weganka-hipiska). W świecie Dorwać Jiro! każdy posiłek to rytuał, za brak kindersztuby przy stole można zginąć (co nikogo nie obejdzie, poza samym mordowanym rzecz jasna), a zdobycie miejsca w obleganej restauracji wznosi człowieka na nowy poziom jestestwa. Jiro żyje poza Kręgiem, gdzie rozgrywają się krwawe porachunki, nie miesza się w wojny gangów, prowadzi małą restaurację na obrzeżach miasta, przygotowując sushi w tradycyjny sposób, dbając o najwyższą jakoś każdego składnika. Wkrótce okaże się, że za owe składniki przyjdzie zapłacić mu o wiele większą cenę niż przypuszczał. Jiro nie jest z pierwszej łapanki - sprawnie posługuje się nożem nie tylko w kuchni, tanio skóry nie sprzeda.

Poza mafijnymi porachunkami i krwawymi pojedynkami, mnóstwo miejsca w komiksie poświęcono samemu jedzeniu. Wiele kadrów pokazuje wręcz krok po kroku sposób przygotowania orientalnych potraw, a główny bohater raczy się samymi smakołykami, o których większość z nas pewnie nawet nie słyszała – dzięki Dorwać Jiro! wzbogacimy naszą wiedzę na temat kulinarnych specyfików, sposobu ich przyrządzania i wreszcie, co równie ważne, spożywania w odpowiedni sposób.

Rysunkami w Dorwać Jiro! zajął się Langdon Foss. Jego kreska jest specyficzna, z jednej strony oddaje wszystkie szczegóły prezentowanych w komiksie potraw i dań, a rysownik nieźle radzi sobie ze scenami akcji, które są dynamiczne, z drugiej jego postaci wydają się karykaturalne. Dopiero po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do podłużnych twarzy, wielkich nosów, ust i ogromnych dłoni – fizycznych atrybutów niemal każdej z występujących w komiksie postaci. O ile tego typu zagrania działają w przypadku mężczyzn, tak kobiety są zwyczajnie brzydkie, nawet te, które swymi kształtami i skąpym ubiorem kuszą bohatera.

Dorwać Jiro! to zgrabna gra z konwencją gangsterskiej opowieści i mitem samotnego sprawiedliwego. Temat oklepany, eksploatowany na wiele sposobów, w historii Anthony’ego Bourdaina, Joeala Rossa i Langdona Fossa nabiera nowych kształtów. Dochodzi do tego wartość poznawcza, której Bourdain - były kucharz, obecnie podróżnik i poszukiwacz smaków, autor książek i programów kulinarnych - wprost nie mógł w komiksie nie umieścić. To przyjemna lektura na letnie, deszczowe popołudnie. W sam raz na podsycenie apetytu przed bardziej oczekiwanymi tytułami, jak mająca mieć premierę jeszcze w tym miesiącu Saga. Pamiętajcie: będąc w knajpie lepiej nie zamawiajcie kalifornijskiego sushi, bo może się to dla Was źle skończyć, wierzcie mi.

Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Inne teksty o komiksach Muchy:

3 komentarze:

Kuba Oleksak pisze...

Zostawiam ci lajeczka tu, bo na fejsiku trochę to wszystko ginie. Kawał znakomitego tekstu, tylko zdziwiłem się, że nie zwróciłeś w nim uwagi na para-cyberpunkowy setting.

Jan Sławiński pisze...

Dzięki Kubo za komentarz i miłe słowo!

Na fejsie trudno byłoby zostawić lajka, bo jeszcze tam tekstu nie linkowałem zajęty promocją Osiedlowej piosenki ;)

Co do settingu - mówiąc szczerze, sam nie wiem, czemu o tym nie wspomniałem, musiało mi wylecieć z głowy przy pisaniu :) Z drugiej strony nie do końca jestem pewien, czy rzucił mi się szczególnie w oczy podczas samej lektury.

Unknown pisze...

Zostałeś nominowany do LBA! Więcej na moim blogu ;)
PS Pozdrawiam!