> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 20 sierpnia 2014

443 - The Expendables 3: kabaret starszych panów

Sylvester Stallone staje na czele Niezniszczalnych po raz trzeci. Po odbiciu starego przyjaciela ferajna udaje się na rutynową (jak na ich standardy) akcję. Wszystko się jednak zmienia, gdy na ich drodze staje Stonebanks, założyciel i były członek ekipy, obecnie walczący po ciemnej stronie mocy. Barney Ross odsyła znanych z poprzednich części bohaterów na emeryturę, a samemu zbiera nowy skład, który pomoże mu w potyczce ze złowieszczym handlarzem bronią.


Już same informacje zawarte w powyższym akapicie wywołały mą konsternację, zaś zachowanie Rossa wydało mi się, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane. Stallone odstawił bowiem w kąt zaufanych przyjaciół, doświadczonych żołnierzy, by wymienić ich na młodych, nieznanych i nieopierzonych najemników. Oczywiście takie zachowanie można umotywować troską o życie przyjaciół, ale z logicznego punktu widzenia zupełnie nie ma sensu (co zresztą jest pokazane w samej fabule – młodzi dają ciała i stara gwardia musi przybyć z odsieczą).

Powiedzmy sobie jednak szczerze – nie dla misternie skonstruowanej intrygi oglądamy kolejne części Niezniszczalnych. Chcemy przede wszystkim zobaczyć doskonale nam znanych aktorów, podłogę zasnutą łuskami po kulach i spektakularnie wyglądające wybuchy. Jeśli chodzi o lubianych bohaterów, to fabuła jest tak skonstruowana, że widzimy ich na początku i na końcu – środek filmu to przedstawienie nowej ekipy Rossa. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony takim rozwojem sytuacji – największa wszak siła Niezniszczalnych tkwi właśnie w starych wyjadaczach, a nowy narybek był mi zupełnie obojętny. W dodatku, wprowadzenie tych kilku nowych postaci sprawiło, że tak naprawdę nikt (poza Stallonem, który łączy obie drużyny) nie dostał wystarczającej ilości czasu ekranowego. Nowa drużyna jest na ekranie za krótko, wypada nijako i trudno ją polubić, natomiast stara (ale wciąż jara) schodzi przez to na dalszy plan, co wywołuje uczucie niedosytu.

Szkoda, że zmarnowano potencjał zarówno Forda, Li, jak i Schwarzeneggera. O roli tego środkowego wspominam z kronikarskiego obowiązku, bo w filmie praktycznie go nie ma. Niezależnie od tego, świetnie radzi sobie Mel Gibson w roli czarnego charakteru, a Wesley Snipes wprowadza autoironiczny wątek, choć ledwie nakreślony, to wywołujący na twarzy uśmiech. Właśnie podobnego podejścia, dystansu znanego z Niezniszczalnych 2, najbardziej mi zabrakło w najnowszej odsłonie serii. Choć film robiony jest z przymrużeniem oka, składa hołd kinu akcji lat 80., to jednak jest zaskakująco poważny, a teksty warte zapamiętania można policzyć na palcach jednej dłoni.

Stojącemu za kamerą Patrickowi Hughesowi brak reżyserskiej sprawności, która cechowała twórcę poprzedniej części, Simona Westa. Początkowe sceny akcji są niedopracowane: mało dynamiczne i dość powolne. Brakuje ciekawej choreografii i bardziej statycznej kamery, której pracę można śmiało określić chaotyczną. Podejrzewam, że taką manierę wymogła na twórcach również kategoria wiekowa, drastycznie obniżona względem poprzednich części i produkcji z jakich słyną niezniszczalni bohaterowie. Niemniej, akcji w filmie jest stosunkowo mało i dopiero finał nadrabia te braki z nawiązką. Trwająca prawie trzydzieści minut potyczka z Gibsonem i jego żołnierzami pozwala podziwiać umiejętności kaskaderów i pirotechników oraz zapomnieć o nudnej, środkowej części widowiska.


Mimo wielu zarzutów i poczucia rozczarowania, jakie towarzyszyło mi w trakcie seansu, muszę przyznać, że koniec końców film oglądało się całkiem przyjemnie. Duża w tym zasługa znanych i lubianych aktorów, którzy kolejny raz odgrywają te same role. Szkoda jednak, że nie poświęcono im więcej czasu, wymieniając na nowe pokolenie, z którego nikt (poza komicznym Banderasem) nie zostaje długo w pamięci.

6/10

Niezniszczalni 3 (The Expendables 3), reż. Patrick Hughes, USA 2014.

Recenzja została opublikowana również na Filmwebie.

3 komentarze:

Tomek pisze...

Rzadko chodzę do kina, ale tego nie odpuszczę nawet po Twojej recenzji, chociaż zmartwiła mnie wieść, że weterani są na ekranie krótko...

Kuba Oleksak pisze...

A mnie Janku i tak nie zniechęciłeś. "Niezniszczalni" to seans, którego nie można przegapić bez względu na to, jak słaby sam film by się nie okazał.

Jan Sławiński pisze...

No to się cieszę, mimo wszystko chętnie oglądnę czwartą część (co może uniemożliwić porażka w box office), więc dobrze wiedzieć, że jeszcze się ktoś do kina wybiera ;)