> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 23 maja 2016

Baśnie: Wiedźmy

Wiedźmy wrzucają Baśniowców z powrotem na właściwe tory fabuły – crossover, który miał miejsce w tomie 13., przeszedł bez echa i wspomina się o nim tu na zaledwie jednej stronie. To i dobrze, bo była to najsłabsza odsłona komiksu Billa Willinghama. Wiedźmy ponownie przypominają, co czyniło Baśnie serią wyjątkową.




Żyjący na Farmie Baśniowcy martwią się Mrocznym Panem, którego moc wzrasta z każdym dniem. Frau Totenkinder wyrusza w podróż poprzez czas, by pozyskać wiedzę, jak ponownie uwięzić ucieleśnienie zła. Pod jej nieobecność Bufkin staje do nierównej walki z odrodzoną Babą Jagą. Tom wieńczy dwuczęściowa opowieść o tragicznych skutkach meczu baseballowego.

Uczynienie Bufkina jednym z głównych bohaterów recenzowanego tomu i postawienie na różnorodność to największe atuty Wiedźm. Powrót Baby Jagi jawi się jako katastrofalne w skutkach wydarzenie dla wszystkich Baśniowców. Trudno się więc nie uśmiechnąć, oglądając wysiłki Bufkina - latającej małpy, która jeszcze kilka tomów wcześniej obrzucała ludzi własnymi odchodami - by powstrzymać zagrożenie przerastające znacząco jego bojowe umiejętności. Wysunięcie na piedestał drugoplanowej postaci, spełniającej dotychczas rolę przede wszystkim humorystyczną, wyszło serii na dobre i odświeżyło skostniałą formułę „Bigby uratuje wszystkich”. Baśnie obfitują w cały zastęp ciekawych bohaterów, dobrze, że scenarzysta postanowił wreszcie skorzystać z tych mniej wyeksploatowanych.

Humorystyczne zacięcie widać również w historyjce zamykającej tom. Mecz baseballa między podwładnymi króla Muchołapa a przedstawicielami Goblinów kończy się tragicznie. Mimo że cała sytuacja nie jest zabawna, tak nieudolna, pełna niedopowiedzeń i skrywanych chęci relacja miłosna między Muchołapem a Kapturkiem wywołuje na twarzy szeroki uśmiech. Wiedźmy przynoszą również ciekawe informacje na temat przeszłości Mrocznego Pana – wątek przewodni jest jednak najsłabszy z całego albumu, tym bardziej, że na jego rozwiązanie przyjdzie nam czekać do końca całego cyklu (jeszcze osiem tomów!). 

Krótkie historie, rozgrywające się na uboczu wiszącego w powietrzu starcia z Mrocznym, nie tylko rozbudowują świat, ale przypominają, za co pokochaliśmy Baśnie. Za intrygującą zabawę z ograną konwencją, okraszoną humorem i z niebanalnymi postaciami. Szkoda, że cała seria nie składa się z historii opowiadanych na o wiele mniejszą skalę - w stylu pojedynku Bufkina z Babą Jagą czy Muchołapa próbującego rozwiązać problem natury Goblinów - w których liczą się bohaterowie i pomysł, a nie Wielkie Konsekwencje dla całego świata Baśniowców. Mówiąc szczerze, Mroczny Pan niewiele mnie obchodzi, natomiast codzienne przygody drugoplanowych bohaterów serii i owszem. Zwłaszcza, jeśli ciągle ilustrowali je będą Mark Buckingham i Steve Leialoha, których prace świetnie komponują się ze scenariuszem Willinghama.


Ocena: 7/10

Brak komentarzy: