Wiedźmy
wrzucają Baśniowców z powrotem na właściwe tory fabuły – crossover,
który miał miejsce w tomie 13., przeszedł bez echa i wspomina się o nim
tu na zaledwie jednej stronie. To i dobrze, bo była to najsłabsza
odsłona komiksu Billa Willinghama. Wiedźmy ponownie przypominają, co
czyniło Baśnie serią wyjątkową.
Żyjący na Farmie Baśniowcy martwią się Mrocznym Panem, którego moc
wzrasta z każdym dniem. Frau Totenkinder wyrusza w podróż poprzez czas,
by pozyskać wiedzę, jak ponownie uwięzić ucieleśnienie zła. Pod jej
nieobecność Bufkin staje do nierównej walki z odrodzoną Babą Jagą. Tom
wieńczy dwuczęściowa opowieść o tragicznych skutkach meczu
baseballowego.
Uczynienie Bufkina jednym z głównych bohaterów recenzowanego tomu i
postawienie na różnorodność to największe atuty Wiedźm. Powrót Baby
Jagi jawi się jako katastrofalne w skutkach wydarzenie dla wszystkich
Baśniowców. Trudno się więc nie uśmiechnąć, oglądając wysiłki Bufkina -
latającej małpy, która jeszcze kilka tomów wcześniej obrzucała ludzi
własnymi odchodami - by powstrzymać zagrożenie przerastające znacząco
jego bojowe umiejętności. Wysunięcie na piedestał drugoplanowej postaci,
spełniającej dotychczas rolę przede wszystkim humorystyczną, wyszło
serii na dobre i odświeżyło skostniałą formułę „Bigby uratuje
wszystkich”. Baśnie obfitują w cały zastęp ciekawych bohaterów,
dobrze, że scenarzysta postanowił wreszcie skorzystać z tych mniej
wyeksploatowanych.
Humorystyczne zacięcie widać również w historyjce zamykającej tom. Mecz
baseballa między podwładnymi króla Muchołapa a przedstawicielami
Goblinów kończy się tragicznie. Mimo że cała sytuacja nie jest zabawna,
tak nieudolna, pełna niedopowiedzeń i skrywanych chęci relacja miłosna
między Muchołapem a Kapturkiem wywołuje na twarzy szeroki uśmiech. Wiedźmy przynoszą również ciekawe informacje na temat przeszłości
Mrocznego Pana – wątek przewodni jest jednak najsłabszy z całego albumu,
tym bardziej, że na jego rozwiązanie przyjdzie nam czekać do końca
całego cyklu (jeszcze osiem tomów!).
Krótkie historie, rozgrywające się
na uboczu wiszącego w powietrzu starcia z Mrocznym, nie tylko
rozbudowują świat, ale przypominają, za co pokochaliśmy Baśnie. Za
intrygującą zabawę z ograną konwencją, okraszoną humorem i z
niebanalnymi postaciami. Szkoda, że cała seria nie składa się z historii
opowiadanych na o wiele mniejszą skalę - w stylu pojedynku Bufkina z
Babą Jagą czy Muchołapa próbującego rozwiązać problem natury Goblinów - w
których liczą się bohaterowie i pomysł, a nie Wielkie Konsekwencje dla
całego świata Baśniowców. Mówiąc szczerze, Mroczny Pan niewiele mnie
obchodzi, natomiast codzienne przygody drugoplanowych bohaterów serii i
owszem. Zwłaszcza, jeśli ciągle ilustrowali je będą Mark Buckingham i
Steve Leialoha, których prace świetnie komponują się ze scenariuszem
Willinghama.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz