> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 3 sierpnia 2018

Giant Days, tom 4 - recenzja

Susan pali fajkę za fajką, ma doktorat z ciętej riposty i kilka oblanych egzaminów z kontroli gniewu. Blada jak śmierć gotka Esther stała w kolejce na imprezę, gdy rozdawali odpowiedzialność i zdrowy rozsądek. W końcu Daisy – suma dobroci i neuroz całego świata, skrywająca swe oblicze za grubymi okularami. Kto czytał poprzednie tomy Giant Days, ten zapewne zna ich perypetie pierwszego roku studenckiego życia. Kto nie sięgnął dotychczas po komiks Johna Allisona, może spytać „dlaczego w ogóle miałby je poznawać”? Już wyjaśniam.



Giant Days to komiksowy sitcom opowiadający o losach trzech zaprzyjaźnionych studentek. Formuła każdego zeszytu jest prosta. Przez wszystkie z nich przewijają się rozpisane na dłużej wątki – głownie te dotyczące spraw sercowych. Natomiast poszczególne rozdziały skupiają się na case of the week – zamkniętej w nich historyjce. A to trzeba znaleźć mieszkanie na kolejny rok studiów, innym razem nakłonić koleżankę do powrotu na uczelnię, a kolejnego dnia nakręcić amatorski film – bo konkurs i fajne nagrody. Słowem: mniejsze lub większe problemy studenckiego życia. Z jednej strony znane każdemu, z drugiej – na tyle przerysowane, że nie sposób nie uśmiechnąć się podczas lektury.

Całość gra dzięki postaciom – kreślonym grubą kreską, ale przy tym sympatycznym, nie pozwalającym się nie lubić i bardzo dobrze ze sobą współgrającym. Tutaj scenariusz Allisona prezentuje stały poziom, do którego przyzwyczaił swych czytelników w poprzednich tomach. Odpowiednio karykaturalnie kolorowo prezentuje się także oprawa graficzna autorstwa Maxa Sarina. Przyznam, że gdy przejął on obowiązki rysownicze od Lissy Treiman w połowie drugiego tomu, nie mogłem przyzwyczaić się do jego kreski. Teraz natomiast nie miałem z nią problemu.

Wspomniałem, że Giant Days jest jak serial komediowy. Można zacząć od któregokolwiek odcinka, a relacje między postaciami po kilku krótkich chwilach są jasne, nawet bez znajomości poprzednich tomów. Co jednak najważniejsze - to dobry sitcom, a nie jakiś piąty sezon Jak poznałem waszą matkę, gdzie wszyscy bohaterowie to Ted i chce się ich pozabijać. Kto szuka przyjemnej, niezobowiązujące lektury, niech sięgnie po Giant Days. Którykolwiek tom. Jestem pewien, że po jego lekturze zaraz postanowi nadrobić pozostałe.

7/10


Giant Days, tom 4 ukazał się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.

Brak komentarzy: